piątek, 22 września 2017

ROZDZIAŁ 3 część 1


Kolejny dzień w restauracji. Pomimo że pracowałam tu od niedawna, zdążyłam zauważyć rutynę, jaka powtarzała się, każdego niemal, dnia. Na początku zmiany, bardzo spokojnie, tylko sporadycznie pojawiał się jakiś gość, wśród nich, zawsze o godzinie jedenastej, swoją obecnością zaszczycał nas pan Route. Następnie lunch i zaczynała się zabawa.
Od tej pory, praktycznie już do końca panował naprawdę duży ruch. Czasem nie mieliśmy nawet możliwości usiąść. Biegaliśmy od stolika do stolika. Miało to oczywiście swoje plusy, im więcej obsłużonych ludzi, tym większe szanse na napiwki, a na to nie mogliśmy narzekać. Lubiłam te spokojne początki dnia, mogłam nastawić się na pracę i przemyśleć wiele rzeczy.
  Od kiedy spotkałam pewnego prezesa, często zaprzątał mi głowę. Moje poukładane i zaplanowane dotąd życie, zaczęło być chaotyczne. Nawet Alex zauważyła, że byłam rozkojarzona. Zaczęła martwić się moim dziwnym zachowaniem i brakiem regularnego planu na każdy dzień.
Coraz częściej zdarzało mi się odpływać do świata myśli i fantazji. Traciłam kontakt z rzeczywistością i teraźniejszością. Nie było to spowodowane tylko poznaniem mężczyzny, choć w pokrętny sposób łączyło się z nim, ale nie bezpośrednio.
W mojej głowie regularnie, od kilku lat, powracały bolesne wspomnienia. Każdy nowo poznany facet, nie byłam pewna, czy tym razem chodziło o Nicka, czy Routa, wywoływał lawinę wspomnień i gigantyczne wyrzuty sumienia. Przeszłość zalewała mnie, a ja topiłam się w niej, samotnie.
Był piękny, słoneczny, kwietniowy dzień, przyroda budziła się do życia, jak co roku na wiosnę. Ja też powinnam zrobić coś ze swoim. Poszukać pracy w agencji, zacząć znów planować każdy dzień, może zbliżyć się do Nicka.
Dziś byliśmy umówieni. Spotykaliśmy się dość często i dobrze nam było w swoim towarzystwie, istniało między nami jakieś połączenie duchowe, albo telepatyczne, rozumieliśmy się prawie bez słów. Nawet przebiegło mi kilka razy przez myśl, że to moja bratnia dusza, choć nie byłam pewna, czy wierzyłam w tego typu rzeczy.
On był całkiem przystojny i sprawiał wrażenie zainteresowanego. Czego chcieć więcej?  Co prawda nie miałam jeszcze motyli w brzuchu, ale to przyjdzie z czasem, a przynajmniej miałam taką nadzieję.
Jednak przeszłość, którą zepchnęłam gdzieś na koniec umysłu, o której nie myślałam od dawna, powoli powracała i niszczyła nadzieję.
Pomimo swoich dwudziestu czterech lat, tylko raz byłam w prawdziwym związku, zakochana do szaleństwa. Matt, mój chłopak, też mnie kochał, okazywał mi to każdego dnia. Trzy wspólne lata, to jedyne szczęście, jakie mnie spotkało. Choć do najlepszych, mogłam zaliczyć jeszcze cztery pierwsze lata życia, spędzone z tatą, ale tego okresu prawie nie pamiętałam.
            Matt był wyjątkowy, dla mnie idealny. Myślałam, że będziemy razem do końca życia. I tak było. Pewnego dnia wraz z rodzicami wracał od dziadków, z rodzinnego obiadu, na który nie mogłam pojechać, bo rozchorowałam się i gorączka mi to uniemożliwiła. Podczas powrotu uderzyli w drzewo. Jedyne, samotne drzewo, stojące przy ulicy.
 Tylko on zginął, rodzice wyszli cało, zaledwie z lekkimi obtarciami. Kilka miesięcy później dowiedziałam się, że ojciec, który prowadził samochód, był pod wpływem alkoholu. Nie wybaczyłam mu tego do dziś. Nie mogłam się z tym pogodzić.
Po tym wydarzeniu przeszłam załamanie nerwowe, ciężką depresję. Ból po stracie był tak ogromny, że nie radziłam sobie z nim, nawet nie usiłowałam tego robić. Też chciałam umrzeć. Wydawało mi się, że już nigdy się nie uśmiechnę, że nigdy nie będę szczęśliwa. 
On był jedyną bliską mi osobą, moją ostoją. Był całym moim światem, dla niektórych to takie banalne, ale ja czułam to całą sobą, każdą komórką ciała. Ten ból rozrywał mnie od środka i uniemożliwiał nawet względnie normalne funkcjonowanie.
Przez wypadek i skutki, jakie po nim nastąpiły, przez ponad rok siedziałam zamknięta w domu i nieustannie płakałam, straciłam kontakt ze wszystkimi znajomymi, wydawało mi się, że nikogo nie potrzebowałam. Nawet nie rozpoczęłam studiów, zapomniałam o nich, pogrążona w samotności i smutku, ogromnym smutku oraz żalu do świata.
Z matką i jej nową rodziną nigdy nie łączyło mnie zbyt wiele. Zawsze stałam z boku, odtrącona. To Matt dawał mi poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Przysięgłam sobie, że już nigdy się nie zakocham. Jeśli jeszcze raz miałabym przechodzić przez utratę kogoś bliskiego, po prostu nie przeżyłabym tego, nie byłabym w stanie drugi raz się pozbierać. Nawet jeśli ta osoba zwyczajnie by odeszła, nie zginęła, dla mnie to byłaby taka sama strata.
Matka nawet nie próbowała mi pomóc, pozostawiając wszystko własnemu biegowi. Paradoksalnie to ona sprawiła, że zaczęłam myśleć ponownie o studiach. To jej trudne słowa, brak serca i empatii doprowadziły do myśli, że musiałam się stamtąd wyrwać, a jedyny sposób, jak mi się wydawało, to studia.
Z biegiem miesięcy i lat próbowałam kilka razy się z kimś związać, ale bezskutecznie. Ciągle prześladowało mnie poczucie, że zdradzałam miłość swojego życia. Poza tym, albo przede wszystkim, powstrzymywał mnie ogromny, nieopisany, paraliżujący wręcz strach przed ewentualną stratą.
            Nagle z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi restauracji. Dziś, podobnie jak co dzień, pojawił się ten niesamowicie seksowny mężczyzna. Zawsze siadał przy „tamtym” stoliku i zawsze, za moją namową, obsługiwał go Martin.
Właśnie  rozpoczynałam przerwę. Zrobiłam kawę i chciałam udać się na zaplecze, kiedy w drzwiach zjawił się Nicka. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy do mnie podchodził.
— Cześć księżniczko — powiedział zadziornie, jego entuzjazm zawsze mi się udzielał. — Chciałem ci zrobić niespodziankę.
— Hej przystojniaku — odpowiedziałam, a na mojej twarzy rozkwitł szeroki uśmiech. — Właśnie mam przerwę. Napijesz się kawę?
— Pewnie, z tobą zawsze — puścił mi oczko.
            To niesamowite, jak szybko działała na mnie obecność tego faceta. Jeden jego uśmiech, jedno zdanie sprawiało, że zapominałam o wszystkich smutkach. Wiedziałam jednak, że to tylko tymczasowa ulga. 
          Przygotowałam Kawę dla Nicka i usiedliśmy przy jednym ze stolików. Jego obecność poprawiała mi humor.
— Mam dla ciebie dobrą informację — w jego oczach zobaczyłam radość. — Wspomniałaś kiedyś, że szukasz pracy. Nadal to robisz?
— Tak. W weekend się tym zajmę.
— Mój ojciec poszukuje osoby, która pomogłaby nam w reklamie. Ogólnie zajmie się wizerunkiem firmy. Pomyślałem, że mógłbym cię polecić — spojrzeliśmy sobie w oczy, ja w jego dostrzegłam, poza wiecznym optymizmem, niepewność. — Wiem, że chciałabyś zajmować się wieloma markami, ale to chyba całkiem dobry start.
— Naprawdę!? — krzyknęłam zaskoczona. — To niesamowite, pewnie, że bym chciała — pełna entuzjazmu, rzuciłam się przez niewielki stolik i przytuliłam człowieka, który przybył na ratunek mojej egzystencji.  
Poczułam się szczęśliwa. Rozpierała mnie prawdziwa radość. Nick dał mi nadzieję na spełnienie marzenia i na zmianę w życiu, której pragnęłam.
Coś jednak burzyło moje zadowolenie, miałam wrażenie, że okrywa mnie niewidzialny, przytłaczający ciężar. Moje oczy, jakby przyciągane magnesem, poza moją kontrolą, powędrowały do  innego stolika i napotkały intensywne spojrzenie czekoladowych otchłani.
Mimo iż siedział w pewnej odległości, widziałam, że jego oczy zdawały się być rozsadzane od środka przez złość i rozczarowanie. Nieprzerwanie na mnie patrzył, czułam, że płonę od jego niebezpiecznego wzroku. Mężczyzna wydał mi się spięty. Wstał i z zaciśniętymi pięściami opuścił lokal.
Cholera wyglądał z tyłu równie dobrze, jak z przodu. Gdybym miała nadal widywać go tak często, byłabym zmuszona, na wszelki wypadek, nosić wkładki higieniczne.
— Możesz przyjść na rozmowę w czwartek? — zapytał Nick, brutalnie ściągając moje myśli do rzeczywistości.
— Oczywiście — starałam się nadal brzmieć radośnie, wesoło, co było trudne, bo mój umysł wyruszył już w podróż za mężczyzną, opuszczającym restaurację.
— Jak już zaczniesz pracę, będziemy częściej się widywać.
Nastąpiła delikatna zmiana jego nastroju, a do oczu zakradła się powaga. Czy wyczuł moją zmianę? Czy to tylko dziwny zbieg okoliczności?
— JEŚLI zacznę pracę dla twojego ojca — odpowiedziałam, podkreślając pierwsze słowo.
— Już ja tego dopilnuje — przykrył moją dłoń, swoją. — Nie przepuszczę takiej okazji.  
Z moich ust zniknęły resztki uśmiechu. Patrzył na mnie, powstało między nami napięcie. Coś się zmieniło. Wesoła, radosna atmosfera zniknęła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zrobiło się niezręcznie a melancholia otoczyła nas szczelnie. Nie wiedziałam tylko, czy Nick odczuwał to tak samo mocno, jak ja?
— Muszę wracać do pracy — rzekłam poważna.
— Dobrze. Do zobaczenia wieczorem księżniczko — dodał ze smutnym, wymuszonym uśmiechem na ustach. To nie była dobra wróżba na wieczór.

sobota, 16 września 2017

ROZDZIAŁ 2 część 2


Piętnaście minut później jechałam już windą na najwyższe piętro, tego niezwykle nowoczesnego budynku. Wszędzie było szkło i stał, kolorystyka utrzymana w szarościach i czerni. Bardzo surowy i ultranowoczesny wystrój.
Nie chciałam się zobaczyć z tym mężczyzną, traciłam w jego obecności samokontrolę, która do tej pory była niezachwiana. Moją głowę zaprzątała myśl, co zrobić, aby uniknąć spotkania. Dość szybko, prawie w biegu obmyśliłam plan, że mogłabym pozostawić zamówienie u jego asystentki. Pomysł wydał mi się genialny w swojej prostocie wykonania.
            Winda się zatrzymała, zdecydowanie za szybko. Niepewnie, prawie na paluszkach udałam się do biurka blond asystentki. Zupełnie jakbym się bała, że ktoś mnie usłyszy albo, co gorsza, zauważy. W tym momencie chciałam stać się niewidzialna, mogłabym zrobić, co miałam do zrobienia i byłoby po sprawie.
— Dzień dobry, przyniosłam lunch dla pana prezesa — grzecznie się uśmiechnęłam. — Czy może mu pani przekazać?
— Tak, oczywiście. — Ona również się uśmiechnęła, a ja zaczęłam wracać do windy.
            Ledwo zrobiłam trzy kroki, gdy usłyszałam głęboki, niski, seksowny męski głos. Moje obawy się sprawdziły. Nigdy nie mogło być tak, jak sobie założyłam.
— Umawialiśmy się, że dostarczy pani zamówienie do mnie, a nie mojej asystentki. 
Zatrzymałam się, zastanawiając, co powinnam dalej zrobić? Uciekać czy zostać i stoczyć bitwę? Postanowiłam, że podejmę wyzwanie i odwróciłam się w stronę mężczyzny, powoli.
— Umawialiśmy się, że dostarczę panu posiłek i właśnie to zrobiłam — odpowiedziałam pewnym siebie głosem, choć w środku cała się trzęsłam.
— Taka forma przeprosin nie jest dla mnie satysfakcjonująca, chyba powinienem porozmawiać z pani szefem. Wykonuje pani swoje obowiązki niedbale, panno Amando — delikatnie zmarszczył brwi, wyglądał groźnie i zarazem zniewalająco w takiej wersji. — Ja nie toleruję takiego zachowania.
— Grozi mi pan? — zaczęła buzować we mnie złość.
Ten mężczyzna w sekundę potrafił wywołać we mnie różne emocje, w tej chwili negatywne. Jego władczy ton sprawił, że zrobiło mi się ciepło, onieśmielał mnie, jak jeszcze nikt.
— Nie po raz pierwszy — rzucił z przekąsem, starając się mnie sprowokować. — Mam nadzieję, że niedługo nie będę groził, od razu przejdę do czynów.
            Moja twarz pokryła się purpurą, miałam wrażenie, że nie mogę oddychać, że on był w posiadaniu jakiejś nieznanej mocy, dzięki której mógł przejąć nade mną kontrolę. Odległość, która nas dzieliła, w żadnym stopniu nie tłumiła ognistej kuli pożądania, palącej moje wnętrze. Dwa spotkania z nim jednego dnia to ponad moje siły.
— Ukaranie mnie byłoby dla pana nagrodą, panie Route, a na to pan nie zasłużył — powiedziałam najbardziej stanowczo, jak tylko byłam w stanie, a mimo to głos i tak mi delikatnie drżał.
            Patrzył na mnie ze zdziwieniem, gdy sięgnęłam po torbę z zamówieniem i udałam się do jego biura, słyszałam, że idzie za mną, jednak nie oglądałam się za siebie. Mocnym krokiem szłam przed siebie, co było dla mnie trudne, ponieważ cała trzęsłam się, jakbym była z galarety.
Postawiłam pakunek na pięknym, dębowym biurku, za którym stał skórzany fotel. Cała ściana przede mną była przeszklona i ujrzałam cudowny widok na panoramę miasta, co odrobinę mnie uspokoiło. To pomieszczenie również było nowoczesne jednak dużo bardziej przytulne od reszty budynku. Białe ściany i marmurowa podłoga wydawały się surowe, ale dębowe meble nadały wnętrzu ciepła i elegancji.  Poprzednim razem nie miałam czasu, aby to zauważyć.
 Odwróciłam się i zaczęłam wracać w stronę drzwi. Pozostało mi tylko wydostać się stąd. Nagle wyrósł przede mną, złapał za biodra i przyciągnął do siebie. Zadrżałam, zaskoczona i zdziwiona nagłym zachowaniem. Poczułam jego zapach wszystkimi zmysłami.
To jakieś szaleństwo, paliłam się od środka. Pożądanie szybko rozlało się we mnie i ogarnęło całe ciało, zaczęło płynąć w moich żyłach i mieszać się z krwią. Spojrzał mi w oczy, przysunął usta do kącika moich ust tak, że czułam jego oddech. Znajoma chęć, zasmakowania go, uderzyła we mnie z taką siłą, że ledwo się przed tym powstrzymałam.
— Jesteś niegrzeczna — wyszeptał. — Prowokujesz mnie, po czym starasz się wycofać. Nie uciekaj. To i tak się wydarzy. ZAWSZE...dostaję to, czego chce, a od kilku dni chce twojego ciała — wyszeptał bardzo pewny siebie, jakby mówił coś, co było oczywiste i nieuniknione.
Owijał mnie sobie wokół palca stanowczością i nonszalancją, zdecydowanym tonem i delikatnym dotykiem. Zachłysnęłam się nim.
            Przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej, poczułam jego erekcję na swoim brzuchu. Resztką sił powstrzymałam jęk. Miałam nogi jak z waty, a między nimi poczułam wilgoć. Podniecenie skumulowało się w dole brzucha, ale zawładnęło mną całą, ciało drżało, puls przyśpieszył, a mózg przestał pracować. Jego zapach dostał się do mojego krwiobiegu i żył we mnie.
Szybko, desperacko się od niego odsunęłam, odzyskując odrobinę samokontroli. Przestraszyłam się swojej reakcji, a raczej reakcji swojego ciała, na tego mężczyznę.
— Nigdy nie zrobiłam nic, aby pana sprowokować — powiedziałam drżącym głosem. — Jeśli zawsze dostaje pan to, czego chce, to już czas to przerwać. 
Ominęłam go, uważając, aby nie dopuścić do kontaktu, nawet najmniejszego, naszych ciał i skierowałam  się w stronę wyjścia, na miękkich nogach, nawet nie jak z waty. Miałam wrażenie, że cała składałam się z mieszanki pożądania i magicznej cieczy wymieszanej z substancją żelującą, co umożliwiało mi utrzymanie pozycji pionowej, lecz niezwykle niestabilnej.
— Zawsze dostaje to, czego chce Amando, będziesz moja…już jesteś — usłyszałam, wychodząc z biura, lecz nie zareagowałam.
            Wsiadłam do windy. Co za facet? Miał w sobie nieodparty magnetyzm. Czułam, jakbym przebiegła maraton. Nie mogłam złapać oddechu, cała się trzęsłam, nie panowałam nad myślami. Czułam się, jakbym dostała ataku paniki.
Nad niczym przez niego nie panowałam.  Wszystkie cechy, które w sobie lubiłam i ceniłam, spokój, opanowanie, organizacja, w jego obecności po prostu znikały. To było kolejne spotkanie z tym człowiekiem, do tej pory wszystkie kończyły się dla mnie silnymi emocjami i mocnymi wrażeniami. To niezdrowe i groziło zawałem.

piątek, 15 września 2017

ROZDZIAŁ 2 część 1


Gdy weszłam do domu, Alex stała przy kuchennej wyspie i przygotowywała posiłek. Muszę przyznać, że zapach był cudowny.
— Hej — uśmiechnęła się szeroko. — Robię nasze ulubione danie, carbonara. Pomyślałam, że uczcimy twoją nową pracę. — Właśnie rozkładała makaron na talerze — Siadaj. Jak poszła rozmowa? Opowiadaj szybko!
— Jak by to powiedzieć? MA – SA – KRA!!! — usiadłam przy stole i poczułam łzy w oczach. — Nigdy nie przeżyłam tak niezręcznej i kłopotliwej sytuacji.
Zjadłyśmy, a ja opowiedziałam wszystko, lecz trochę ocenzurowaną wersję. Sama nie wiedziałam, co myśleć o całej sytuacji. Czy wypowiedź mężczyzny miała podtekst erotyczny? Czy tylko to sobie wyobraziłam? Czy po prostu chciałabym, aby tak było?  
— Nie martw się — powiedziała, przytulając mnie mocno do siebie, w matczyny sposób, tak, że moja głowa przylegała poniżej jej szyi. — Na pewno znajdziesz coś tak samo fajnego. Pomogę ci przeglądać ogłoszenia — dodała, nadal głaszcząc mnie po głowie.
— Dzięki, jakoś sobie poradzę. — Uwielbiałam ją, zawsze mogłam na nią liczyć, zresztą ona na mnie też. — To było takie dziwne, nigdy nie byłam aż tak zawstydzona.
— Ale musisz przyznać, że bardzo zabawne — Alex zaczęła się głośno śmiać. — Perfekcyjna, dokładna Amanda przyłożyła drzwiami w nos pana prezesa. Szkoda, że tego nie widziałam. Od dziś chodzę z tobą na wszystkie rozmowy — zażartowała. 
Teraz ja też wybuchłam śmiechem i wymknęłam się z jej objęć.
— Uciekam, muszę iść do pracy, póki jeszcze ją mam — powiedziałam z uśmiechem i udałam się do sypialni, nie czekając na odpowiedź.
Szybko się ubrałam i pognałam do restauracji, starając się nie myśleć o wcześniejszej wpadce, co było bardzo trudne. Gdy tylko weszłam do środka, od progu przywitała mnie Ana.
— Cześć Amanda, Tom prosi, żebyś zajrzała do niego, do biura — powiedziała.
— Hej.  Dobra. Coś się stało? – zapytałam. — Powinnam się martwić?
— Nie. Nie wiem. Ma dobry humor, raczej się nie martw — wzruszyła ramionami z uśmiechem, po czym udała się w stronę kuchni, a ja ruszyłam zaraz za nią, kierując się do biura.
Zapukałam do drzwi i po chwili weszłam do środka niepewnie. Kompletnie nie wiedząc, czego się spodziewać.
— Amanda — spojrzał na mnie szef, a na twarzy rozkwitł mu uśmiech.
Wszystkie niewielkie obawy, jakie mnie dopadły wcześniej, teraz ulotniły się, miałam nadzieję, bezpowrotnie.
— Cześć Tom, wzywałeś mnie? — zapytałam, odwzajemniając uśmiech.
— Mam dla ciebie pewną propozycję. Siadaj. — wesoło poruszał brwiami i wskazał ręką na krzesło naprzeciwko zmęczonego już biurka.
Zawsze pracowników traktował jak kumpli, przez co wszyscy go lubili, ale nie cieszył się zbyt dużym autorytetem.
— Słucham dalej, brzmi interesująco — poprawiłam się na krześle, już kompletnie rozluźniona.
— Mój znajomy otwiera kolejną restaurację niedaleko stąd. Potrzebuje dobrych, sprawdzonych pracowników, a ty jesteś najlepszym pracownikiem, jakiego mam. Ponieważ za kilka dni i tak zamykamy to miejsce — ciągnął dalej. — Pomyślałem, że mogłabyś przejść do niego już od jutra. Co ty na to? — spojrzał na mnie niepewnie.
— Dziękuję, że o mnie pomyślałeś — uśmiechnęłam się szerzej. — Jeśli nie masz nic przeciwko, to oczywiście chciałabym spróbować. 
Nadal zamierzałam poszukać innej pracy, ale na razie zadowoliłabym się tym, co było.
— Ekstra, w takim razie prześlę ci adres i wszystkie szczegóły na e-mail.

KILKANAŚCIE GODZIN PÓŹNIEJ

W pracy byłam punktualnie o godzinie dziesiątej. Wnętrze było bardzo eleganckie, jasne i stylowe. Królował kolor biały niemal wszędzie, na stołach, ścianach, podłodze. Jedyny element kolorystyczny to żywe kwiaty na stołach i część ścian z cegły. 
Ben, mój szef, prowadził sieć restauracji, ta okazała się jedną z czterech, którymi zarządzał. Okazał się fajnym, pogodnym facetem, budzącym zaufanie i sympatię. Jednocześnie, dało się wyczuć respekt pracowników do niego. Pomyślałam, że dobrze będzie nam się razem pracowało, a przynajmniej miałam taką nadzieję.
Na początku obgadaliśmy wszystkie zasady panujące w jego restauracjach, dogadaliśmy szczegóły dotyczące mojego wynagrodzenia, godzin pracy, ubioru, a następnie przedstawił mnie innym pracownikom i wyszedł.
Jeden z kelnerów, Martin pokazał mi, które stoliki należały do mnie tego dnia, wskazał, gdzie mogę znaleźć potrzebne rzeczy. Nie czułam żadnego stresu, jedynie podenerwowanie i ekscytację, jaką się czuło podczas nowego wyzwania. Być może tak się działo, bo miałam świadomość, że to praca tymczasowa. Przecież już byłam w trakcie poszukiwań nowej.
Jeszcze dość wczesna godzina powodowała brak dużej ilości klientów, więc nie mieliśmy zbyt dużo pracy. Poczułam wibracje telefonu, wiadomość.
Od: Nick
Hej księżniczko. Widziałem Cię dziś na ulicy. Wpadłem do restauracji, w której mówiłaś, że pracujesz. Nie było Cię tam… Może dasz się zaprosić dziś na kolację?
Od: JA
Hej przystojniaku. Już nie pracuję w tamtej restauracji, dziś jestem pierwszy dzień w nowej pracy. Nie wiem, jak długo tu zostanę, więc dziś kolacja raczej odpada. Może jutro?
Od: Nick
W takim razie trzymam kciuki, jestem pewien, że oczarujesz wszystkich i rozwalisz na łopatki, tak jak zrobiłaś to ze mną. Jutro przyjadę po ciebie o 8. Pasuje?
Od: Ja
Przestań, bo się zarumienię, a chciałabym uchodzić za pewną siebie ;)  Świetnie, do zobaczenia jutro :*
Kontrolnie rozejrzałam się po Sali, obiegłam wzrokiem „swoje” stoliki. Nikogo nie było. Niedługo lunch, będę mogła pokazać, co potrafię – pomyślałam.
— Martin wychodzę na sekundę, zaraz wracam — powiedziałam do nowego kolegi.
— Spokojnie, jeszcze nie ma zbyt dużo pracy — uśmiechnął się i puścił do mnie oczko.
Wróciłam po dosłownie trzech minutach i dostrzegłam, że przy stoliku siedział mężczyzna. Sięgnęłam po notesik i ołówek i ruszyłam po swoje pierwsze zamówienie. Podeszłam do stolika, to był ON! Mój były niedoszły szef, pan prezes. Ręce zaczęły mi drżeć i poczułam przypływ gorąca.
— Dzień dobry. Czy mogę przyjąć zamówienie? — uśmiechnęłam się grzecznie i przyjaźnie, najbardziej profesjonalnie, jak tylko potrafiłam.
Starałam się panować nad głosem, by nie dało się usłyszeć drżenia. Jeden, w dodatku pierwszy klient, sprawił, że zaczęłam odczuwać stres, od rana praktyczne nieobecny, aż dotąd.
— Czarna kawa i jagodzianka — wyrzucił z siebie komendę, nawet na mnie nie patrząc, była szansa, że nie zorientował się, kim byłam.
— Tak jest, proszę pana — odpowiedziałam i ledwo się powstrzymałam, aby nie zasalutować.
Kilka minut później chwyciłam trzęsącymi dłońmi tacę z gotowym zamówieniem i niepewnym krokiem ruszyłam w kierunku stolika pana prezesa. Dosłownie dwa kroki przed celem pośliznęłam się. Podczas próby ratowania swojego tyłka przed upadkiem rzuciłam tacę, która upadła na podłogę niedaleko nóg klienta i wylądowałam na kolanach przed mężczyzną z rękoma na jego udach.
Pomimo wstydu – znowu – poczułam ten sam dreszcz co w gabinecie, gdy dotknął mej twarzy. Szybko zabrałam ręce i odsunęłam się, jak tylko złapałam równowagę. W tej samej chwili poczułam wypieki i łzy zaczęły mi się wzbierać w oczach. Mój pierwszy i ostatni dzień w pracy. — Świetnie.
— Przepraszam — powiedziałam przez zaciśnięte gardło.
Tylko tyle udało mi się wydusić przez łzy i szybko zabrałam się za  sprzątanie powstałego bałaganu. Nawet na niego nie patrzyłam, nie miałam odwagi. Czułam ogromne zażenowanie, z całych sił starałam się powstrzymać łzy, które przełykałam, aby tylko żadna nie odważyła się spłynąć po policzku.
Wydawało mi się, że po sytuacji w biurze, nie spotka mnie już taki wstyd, a przynajmniej nie tak szybko. Jednak ten facet pobudzał wszystkie moje pokłady niezdarności, nawet te, o których sama nie miałam pojęcia.
Jeśli wcześniej tliła się we mnie nadzieja, choć naprawdę minimalna, na wyprostowanie i wyjaśnienie poprzedniej sytuacji, tej z rozmowy kwalifikacyjnej, to teraz zalałam ją mocnym strumieniem i ugasiłam bezpowrotnie. Pomimo wszystko odczuwałam coś, co było dla mnie absolutnie niezrozumiałe, dziwną ekscytację.
— B…Ba… Bardzo przepraszam, zaraz przyniosę pańskie zamówienie — wydukałam, nadal na niego nie patrząc. — Oczywiście na koszt firmy — albo mój — pomyślałam.
Gdy już wszystko zebrałam, odważyłam się na niego spojrzeć. Siedział nieruchomo w takiej samej pozycji, w jakiej go zostawiłam. Nieprzerwanie, ostentacyjnie na mnie patrzył. Obserwował każdy, nawet najmniejszy ruch. Czułam, że płonę od jego niebezpiecznego spojrzenia  ciemnych, hipnotyzujących oczu.
Pomimo iż znajdował się kilka kroków ode mnie, miałam wrażenie, że wszędzie czułam jego dotyk. Całe moje ciało pokryła gęsia skórka, nie byłam pewna czy z zimna, gorąca, wstydu, czy przez napięcie, które się między nami wytworzyło. Poczułam delikatne skurcze w dole brzucha. Moje policzki zrobiły się jeszcze bardziej czerwone, jeśli to w ogóle możliwe.
— Chyba straciłem ochotę na kawę… Wystarczająco mnie pani… pobudziła — powiedział bardzo spokojny i pewny siebie, a ja na dźwięk jego głosu o mało nie zemdlałam.
Niski, lekko zachrypnięty głos, jakby długo milczał. Otaczał go niewidzialny ogień, który zdawał się pełznąć w moją stronę i spalał mnie powoli.
— O której kończysz? — spytał, ciągle utrzymując kontakt wzrokowy, który było mi tak ciężko wytrzymać.
— Dziś mój pierwszy dzień, więc po teatrzyku, jaki zaserwowałam, zapewne skończę, jak tylko przyjedzie szef i się o wszystkim dowie — powiedziałam zawstydzona i spuściłam wzrok na dłonie, mokre i spocone.
— W takim razie zabieram cię na lunch — zakomunikował. Niemal rozkazał.
— Słucham? Myślę, że to nie najlepszy pomysł — odrzekłam ściszonym, niepewnym głosem, jednak trochę z przekorą. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.
— Dlaczego? Zabiorę Cię w miejsce, gdzie będziesz mogła zobaczyć, jak PODAĆ klientowi zamówienie w bezpieczny sposób, a nie PODRZUCIĆ — dodał, a ja znów zrobiłam się czerwona, tym razem, ze złości.
— Nie, dziękuję. Obejrzę filmik na YouTube, tak będzie BEZPIECZNIE — odrzekłam z ironią, podkreślając ostatnie słowo.
— Znów mnie pani prowokuje — wstał i podszedł do mnie bardzo blisko.
Nasze twarze dzieliły centymetry. Jego zapach rozchodził się w powietrzu, płynął w moją stronę i otulał wszystkie zmysły, niszcząc powoli  zdrowy rozsądek. Patrzeliśmy sobie w oczy. Jego wzrok zjechał na moje usta, a ja odruchowo przygryzłam wargę, co czyniłam zawsze w stresujących i niepewnych sytuacjach. Zapragnęłam skosztować jego warg.
— A co chciałby pan ze mną zrobić? — wyrwało się z moich ust niespodziewanie. Nie wierzyłam, że zadałam to pytanie.
— Nie chce o tym mówić, chce to zrobić. Pozwól mi, a przekonasz się, co podpowiada mi fantazja — powiedział, niemal wyszeptał. — Lubisz być karana?
— Lubię wyzwania — odpowiedziałam prawie niesłyszalnym głosem.
Nawet mnie nie dotknął, a byłam rozpalona do granic możliwości. Napięcie między nami wzrosło. Miałam wrażenie, że całe moje ciało drży. Jego oczy pociemniały. Niesamowite zestawienie najlepszych cech męskich wywołało ogień między nogami. Z jego spojrzenia biła żądza posiadania, zupełnie jakby nadał sobie prawo do mego ciała. Wyraz jego twarzy mówił, że zdobędzie mnie czy będę się opierała, czy nie, że to nieuniknione, jakby właściwie już nastąpiło.
— Co tu się stało?
Usłyszałam z boku delikatnie podniesiony głos Bena. Natychmiast oddaliliśmy się od siebie i oboje odwróciliśmy głowy w stronę, z której dobiegał dźwięk. Oboje wyglądaliśmy jak oderwani od rzeczywistości.
— J… Ja przepraszam, to był wypadek. Potknęłam się i… — zaczęłam szybko tłumaczyć się przed Benem, ale nagle ktoś mi przerwał.
— To moja wina, nie zauważyłem jej i trąciłem krzesłem — powiedział opanowanym, stanowczym głosem. — Już wszystko pod kontrolą. 
— Co on gadał, ja nie kontrolowałam niczego, wręcz przeciwnie — pomyślałam.
— Mam nadzieję, że nic się panu nie stało? — zapytał Ben.
Udawał powagę, jednak dało się dostrzec przelotny cień uśmiechu, jakby bawiło go to, co zobaczył. Nie mogłam tylko zrozumieć, co mogło być zabawnego w tej całej sytuacji.
— Nie. Wszystko w porządku — powiedział. — Muszę już wracać do pracy.
— Nie zdążył pan zjeść lunchu, proszę złożyć zamówienie, a Amanda dostarczy panu posiłek do biura w ciągu godziny — zaproponował Ben, a ja prawie zabiłam go wzrokiem. — Gdzie pan pracuje?
— Dobrze. Moje zamówienie zostaje niezmienione. Pani Amanda wie, gdzie mnie znaleźć — spojrzał na mnie z delikatnym, zadziornym uśmiechem na ustach zupełnie jakby rzucał mi wyzwanie, po czym zaczął kierować się do wyjścia, nie czekając na odpowiedź moją, ani mojego szefa. Poruszał się tak, jakby świat do niego należał.
Bosko po prostu — pomyślałam. Tego mi jeszcze brakowało. Byłam zła na siebie, że dopuściłam do tak niewygodnej sytuacji, że nie zaprotestowałam. Czułam dziwne, niezrozumiałe podekscytowanie, przecież powinnam zapaść się pod ziemię, a nie cieszyć się na kolejne spotkanie. Nie poznawałam siebie, to przecież nie ja.
— Przepraszam Ben, to naprawdę był wypadek — rzuciłam nieśmiało, nie wiedząc, jakie poniosę konsekwencje.
— Spokojnie, wiem, że masz dziś stresujący dzień — uśmiechnął się do mnie. — załatw tę dostawę i będziemy mieli to z głowy. Pamiętasz, co zamawiał?
Mój przełożony ciągle wydawał się rozbawiony. Nie był zły, a to tego się spodziewałam. Ulżyło mi, że przynajmniej udało mi się zachować pracę, że okazało się, że mój szef to równy gość. Nie przekreśla ludzi z byle powodu, choć to, co zrobiłam, nie byłoby wcale błahym powodem.
— Tak, pamiętam, zaraz to załatwię — rzekłam. — Dziękuję za wyrozumiałość.
— Dorzuć jakiś gratis od firmy. Chociaż jego bonusem będzie twoja obecność — zaśmiał się i puścił do mnie oczko.
— Słucham? — spytałam niepewnie, nie wiedząc, co mógł mieć na myśli.
— Myślę, że wpadłaś mu w oko — uśmiechnął się i wyszedł.
Mhmm… jasne, wpadłam, ale prawie na jego penisa kilka minut wcześniej — odezwała się moja ironiczna podświadomość. Przygotowałam kawę, jagodziankę i sałatę gyros, zapakowałam dokładnie i udałam się do ROUTE AGENCY.

sobota, 2 września 2017

ROZDZIAŁ 1 część 2

Obudziłam się i ostrożnie otworzyłam oczy
 Obudziłam się i ostrożnie otworzyłam oczy. Wszędzie było jasno, promienie słońca wpadały przez duże okna do mojego pokoju.
            — Nie najgorzej — powiedziałam do siebie.  
  Byłam u siebie, głowa trochę bolała, ale zdecydowanie to nie kac morderca. Powróciłam myślami do ostatniej nocy. Jak na mnie wypiłam całkiem dużo, ale dobrze się czułam. 
  Oprócz mnie, Alex i Jacka było jeszcze dwóch chłopaków, przynajmniej na początku. Wspomniany wcześniej Nick oraz Ben. Nick od razu zajął miejsce obok mnie, rzeczywiście bardzo przystojny. Jego drobna postura, ciemne loki do ramion i szare oczy mnie urzekły. Podobnie jak wyjątkowy styl bycia. Podobało mi się połączenie chłopca z pewnym siebie mężczyzną. Była między nami jakaś chemia. Miło mi się z nim rozmawiało, miałam wrażenie, że znałam go od zawsze. Wymieniliśmy się numerami telefonów.
            Przypomniałam sobie o dziwnej sytuacji. Jakiś mężczyzna przez całą noc anonimowo stawiał mi drinki, ale nie ujawnił się do końca imprezy. Gdy uznał, że już wystarczy, postawił mi sok i zabronił barmanowi dolewania alkoholu. Wkurzyłam się, jak mógł decydować za mnie i nawet się nie przedstawić.
 Mimo wszystko poczułam ciepło, gdy pomyślałam, że ktoś się o mnie troszczył, może to wyolbrzymione, ale tak właśnie czułam. Do tej pory Alex była jedyną osobą, która wykazywała zainteresowanie mną i moim życiem. Była dla mnie jak siostra. Dla mamy i jej męża liczył się tylko mój przyrodni brat. W rodzinie, jeśli mogłam ją tak nazwać, zawsze czułam się jak piąte koło u wozu.
            Sięgnęłam po telefon, aby sprawdzić godzinę, jedenasta dwadzieścia sześć. Super, miałam jeszcze dużo czasu do wyjścia do pracy. Pracowałam w restauracji od ponad dwóch lat. Przyzwyczaiłam się, ale zdecydowanie bycie kelnerką to nie spełnienie marzeń. 
            Tydzień później, Tom, który był właścicielem, miał zamknąć biznes i przenieść się do jakiejś słonecznej krainy. Musiałam szybko znaleźć coś nowego, bo moje oszczędności nie były pokaźne i nie wystarczyłoby ich na długo.
            Jeszcze raz zerknęłam na wyświetlacz, jedenasta trzydzieści jeden. Dostrzegłam ikonkę e-mail, którą odruchowo otworzyłam. Wiadomość od ROUTE AGENCY. Zaprosili mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Świetnie – pomyślałam. Pierwszy krok do nowego życia. DZIŚ!? O godzinie trzynastej.
            — Kurwa! — niemal krzyknęłam.
  Miałam godzinę na doprowadzenie się do idealnego stanu. Na szczęście sporo wiedziałam o tej firmie. Chciałam tam pracować od dawna i przygotowywałam się na rozmowę właśnie tam.
  Wzięłam szybki prysznic i wysuszyłam włosy, pozostawiając naturalne loki. Zrobiłam szybki, naturalny makijaż. Włożyłam czarną spódnicę ołówkową, białą koszulę o klasycznym kroju, z delikatnego, lekko prześwitującego materiału. Dodałam czarne szpilki z czerwoną podeszwą i dość ciężki, złoty zegarek, który był jedynym prezentem, jaki kiedykolwiek otrzymałam od ojczyma. 
  Czułam się elegancko. Zerknęłam na piękny gadżet na lewym nadgarstku po raz kolejny, dwunasta dwadzieścia siedem. Idealnie. Chwyciłam torebkę i wyszłam, taksówka powinna już się pojawić. Po drodze napisałam do Alex.
  Stanęłam przez ogromnym, szklanym, bardzo nowoczesnym budynkiem. Widziałam go już wielokrotnie i za każdym razem robił na mnie takie samo wrażenie. Nie wiem, czy przez majestatyczny wygląd, czy przez moją chęć przynależenia do ludzi tam pracujących.
  Zdenerwowana do granic, w obliczu wyzwania, przekroczyłam ogromne, szklane drzwi. Udałam się do recepcji, gdzie poinformowano mnie, dokąd powinnam się skierować. Mój stres rósł z każdym krokiem, z każdym krokiem coraz mocniej zastanawiałam się, czy to dobry pomysł? Czy wystarczy mi umiejętności i samozaparcia? Czy byłam w stanie sobie poradzić?
  Oczywiście, że byłam. Musiałam tylko uwierzyć w siebie, co przychodziło mi z dużymi oporami, ale było do zrobienia. Gdy weszłam do windy i nacisnęłam guzik z numerem najwyższego piętra, żołądek podchodził mi do gardła, miałam wrażenie, że chce pozbyć się całej zawartości. Kac dodatkowo utrudniał obecne przeżycia. Złapałam kilka głębokich wdechów, aby się uspokoić, o dziwo, nawet pomogło.
  Po kilku minutach, choć miałam wrażenie, że minęło znacznie więcej czasu, dotarłam na odpowiednie piętro, wyszłam z windy i ujrzałam dużą, kolejną recepcję, do której niezwłocznie podeszłam. Starałam się wyglądać na pewną siebie i zdeterminowaną, bo przecież tak było, tylko stres starał się ze mnie wyciekać, co skutecznie mu uniemożliwiałam.
            — Pan prezes zaraz panią przyjmie — powiedziała bardzo atrakcyjna blondynka o niebieskich oczach. 
             Co ona tu robiła? Mogłaby reklamować najdroższe kremy świata z jej nieskazitelną cerą.
            — Dziękuję — odpowiedziałam, grzecznie się uśmiechając i udałam w kierunku wskazanym przez długowłosą piękność.
            Przygotowywałam się do tej rozmowy od dawna, jak do wszystkiego, co robiłam. Co prawda byłam na kacu, ale musiałam dać z siebie wszystko, bardzo mi zależało. Gdybym choć odrobinę spodziewała się, że zostanę zaproszona na rozmowę tak szybko, nie tknęłabym alkoholu poprzedniego dnia. 
            Z natury byłam poukładana i lubiłam mieć wszystko dopracowane. Zmierzając do gabinetu pana prezesa, pomyślałam, że muszę pokazać pewność siebie i zdecydowanie.
            Nie byłam pewna czy powinnam zaczekać aż ktoś mnie wezwie, czy wejść do środka sama? Nie miałam doświadczenia w tego typu rozmowach, a wczorajszy alkohol przeszkadzał w trzeźwym myśleniu. Stałam tak przez chwilę, zastanawiając się co zrobić. Postanowiłam nie czekać.
            Zapukałam delikatnie, ale stanowczo, odczekałam chwilę, po czym zdecydowanym ruchem otworzyłam. Poczułam opór, drzwi odbiły się od czegoś i usłyszałam cichy jęk. Zdezorientowana zajrzałam do środka, ujrzałam mężczyznę trzymającego się za twarz. W sekundę oblał mnie zimny pot i pomyślałam, że zemdleję.
  No po prostu świetnie pewna siebie, zdecydowana dziewczyno, z pewnością cię zapamiętał. Oto zakończyłaś rozmowę kwalifikacyjną w wymarzonym miejscu pracy, zanim się zaczęła — odezwała się moja podświadomość.
            — Przepraszam pana — wydukałam. — Ja… nie chciałam… — Nie dokończyłam, bo nagle mi przerwał.
            — Wydaje mi się, że miała pani zaczekać, aż po panią wyjdę — powiedział z irytacją w głosie, nadal trzymając dłoń na nosie, z którego sączyła się krew.
            — Kurwa — szepnęłam pod nosem.
 Szybko wyjęłam chusteczkę z torebki i podałam mu, krew ściekała już między palcami. Otworzyłam te drzwi mocniej niż miałam tego świadomość.
  Moje policzki aż płonęły ze wstydu i zażenowania, chciałam się zapaść pod ziemię. Spojrzałam na niego i zrobiło mi się gorąco. 
  Spojrzał mi w oczy, a ja rozpłynęłam się w czekoladowych tęczówkach, które wtapiały się we mnie w sposób ganiący. Serce zaczęło bić szybciej, a puls przyśpieszył jeszcze bardziej, stres wzrósł do takich rozmiarów, że zaczynałam mieć mroczki przed oczami. Nawet mnie nie dotykał, sama jego obecność wystarczyła, abym poczuła się jak dziecko oczekujące na karę. Pomimo dziwnej sytuacji roztaczał aurę tajemniczości, dominacji i pewności siebie. Mieszanka wybuchowa, zwiastująca kłopoty.   
— Ja…naprawdę przepraszam — spuściłam wzrok na dłonie, które zrobiły się mokre. — Nie wiem, co powiedzieć. Bardzo mi przykro.
Nagle poczułam jego dłoń na brodzie, uniósł moją głowę tak, abym spojrzała mu w oczy. Poczułam małą iskierkę, która teraz przeistoczyła się w istny płomień wstydu i zażenowania, który spalał mnie bez reszty. Przez moje ciało przeszedł dreszcz, a policzki nadal miałam czerwone tyle, że tym razem nie tylko ze wstydu. Zadrżałam. 
 W jego oczach nie znalazłam złości czy szału, lecz coś, czego nie potrafiłam nazwać. Patrzył tak, jakby wpatrywał się w moją duszę i myśli i prześwietlał je. Zabrał dłoń, a ja poczułam niedosyt jego dotyku, który jeszcze przez jakiś czas palił mnie i nie dawał o sobie zapomnieć.
  Wczorajszy alkohol plus ogromny stres, jaki w tej chwili odczuwałam, uniemożliwiał mi prawidłowe odczytywanie własnych emocji.
            — Myślę, że powinniśmy dziś odwołać naszą rozmowę — powiedział. — W takich warunkach nie mogę się skupić na pani kwalifikacjach. Jedyne, o czym teraz myślę to, żeby panią ukarać w niegrzeczny sposób, tak jak na to pani zasłużyła — dodał.
  Zamarłam pod nieprzyzwoicie intensywnym spojrzeniem, straciłam zdolność ruchu świadoma, że to groźba podszyta obietnicą. Jego władczy, rozkazujący ton sprawił, że zrobiło mi się… jeszcze bardziej gorąco.
            — Słucham? — wyszeptałam niepewnie. 
            Nie wiedziałam, czy powiedział to naprawdę, czy moja wyobraźnia sobie to wymyśliła. Poczułam mrowienie w dole brzucha i dziwną ekscytację. To niestosowne, musiałam odzyskać samokontrolę - skarciłam się w myślach. Powinnam uciec, zdystansować się, ale moje ciało straciło umiejętność poruszania.
            — Musisz już iść — dodał.
            — Tak — odrzekłam i ze spuszczoną głową zaczęłam wychodzić z biura pana prezesa, choć moje ciało pragnęło zostać i sprawdzić, jaką karę mógłby dla mnie przygotować.

  Brawo kurwa – pomyślałam. Najkrótsza rozmowa kwalifikacyjna roku, nawet nie zdążyłam się przedstawić.

piątek, 1 września 2017

ROZDZIAŁ 1 część 1

Usłyszałam znajomy pisk, odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegał i zobaczyłam wyrazistą, przesadnie dużą, kwiecistą kokardę, zdobiącą długie włosy blondynki, biegnącej w moją stronę

            Usłyszałam znajomy pisk, odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegał i  zobaczyłam wyrazistą, przesadnie dużą, kwiecistą kokardę, zdobiącą długie włosy blondynki, biegnącej w moją stronę. Sekundę później, nim zdążyłam się przygotować, poczułam, jak rzuciła się na mnie z impetem, a jej ręce oplotły mi szyję. Ledwo dałam radę ustać na nogach.
            — Amanda, to się dzieje naprawdę — niemal zapiszczała moja przyjaciółka.
            — Tak, koniec z nauką i egzaminami — odpowiedziałam z szerokim uśmiechem na ustach.
            Dziś odebrałyśmy nasze dyplomy. Alex ukończyła fotografię. Od dziecka wiedziała, czym się zajmie w życiu. Jej ojciec prowadził dobrze prosperujące studio fotograficzne, które niedługo miała przejąć jego córka. Ona naprawdę to kochała i była w tym świetna. 
            Ja ukończyłam kierunek „obraz multimedialny”. Zawsze chciałam brać udział w przygotowywaniu od podstaw i wdrożeniu różnych strategii budowy wizerunku dobrych marek. Ten cały e-marketing i kampanie reklamowe, dawałyby mi poczuć, że miałam wpływ na to, jak inni odbierali daną firmę, liczyliby się z moją opinią i ulegaliby moim sugestiom. Kontrola to jedna z wielu obsesji, które mnie prześladowały. Być może wynikało to z dość niskiej samooceny, jak twierdziła Alex, lecz jak dla mnie, to po prostu nie lubiłam chaosu.
            — Mamo, tato! — zapiszczała Alex ponownie, wyrywając mnie z zamyślenia i rzuciła się, tym razem, na szyje swoich rodziców.
            — Kochanie, jesteśmy z ciebie dumni — zaszlochała mama przyjaciółki, jej oczy były błyszczące od łez ze wzruszenia.
            — Dzień dobry — przywitałam się z uśmiechem, choć czułam żal, że moja mama nie znalazła czasu, aby tu ze mną być, nie znalazła go nawet, żeby zadzwonić.
            — Dzień dobry Amanda, nasze gratulacje — rzekł ojciec Alex.
            — Dziękuję — odpowiedziałam.
            — Czekasz na swoich rodziców? — zapytała pani Green.
            — Niestety moja rodzina nie mogła przyjechać. — W moim głosie dało się wyczuć smutek i rozczarowanie, choć bardzo starałam się to ukryć.
            — Może zjesz z nami obiad? — zaproponował pan Green. — Zabieramy naszą małą dziewczynkę do restauracji, żeby uczcić dzisiejszy dzień — kontynuował. 
            Oni naprawdę się kochali i wyglądali na szczęśliwych, musiałam to przyznać, choć z odrobiną zazdrości.
            — Dziękuję, ale pojadę do domu i zacznę przeglądać oferty pracy — odpowiedziałam z niewielkim, grzecznym uśmiechem. — Restauracja, w której aktualnie pracuję, za tydzień zostanie zamknięta. Poza tym, ukończenie szkoły to dobry moment na zmiany. Prawda?
            — Masz rację kochanie, to dobry moment — rzekła pani Green.
            Co prawda czułam się przygnębiona i samotna, w tak ważnym dla mnie dniu, ale nie chciałam przenosić swojego żalu na innych. Oni powinni cieszyć się sobą i sukcesem Alex, a nie pocieszać mnie. A poza tym powinnam iść za ciosem i nie czekać z poszukiwaniami wymarzonej, lepiej płatnej pracy.
            Złapałam taksówkę i podałam kierowcy adres. Całą drogę zastanawiałam się nad swoimi emocjami. Jeszcze kilka tygodni temu czekałam na ten dzień z utęsknieniem. Wyobrażałam sobie swoją radość i dumę z samej siebie, że udało mi się ukończyć studia, że poczułam się wolna i choć odrobinę spełniona. Tymczasem nic takiego nie czułam, bo nie miałam z kim dzielić radości, nikt nie był ze mnie dumny. Oczywiście byłam zadowolona, ale to zwykłe zadowolenie, a może po prostu ulga.
            Wróciłam do domu. Weszłam do niezbyt dużej, jasnej kuchni z białymi, lakierowanymi szafkami. Wyjęłam kubek i postawiłam na czarnym blacie wyspy, która oddzielała to pomieszczenie od salonu. Zrobiłam sobie kawę, kochałam kawę. Nie chodziło o uzależnienie, uwielbiałam jej aromat i smak. Usiadłam na dużej szarej kanapie. Cały salon był dość duży, utrzymany w takiej kolorystyce, jak reszta pomieszczeń, biel, czerń i szarości, z kilkoma dodatkami w kolorze miętowym.
            W urządzeniu mieszkania pomogli nam rodzice Alex. Zawsze ją rozpieszczali i spełniali wszystkie zachcianki. Ciągle traktowali jak małą córeczkę, co zdarzało jej się wykorzystywać, niekiedy z premedytacją.
  Do wyjścia do klubu zostało mi jeszcze kilka godzin, więc sięgnęłam po laptopa i rozpoczęłam wyszukiwanie ofert pracy. Zapisałam kilka ciekawszych. Jedno ogłoszenie szczególnie zwróciło moją uwagę, zostało wystawione przez firmę, którą interesowałam się już od jakiegoś czasu. Podczas godziny spędzonej przed ekranem natknęłam się na nie trzy razy.
  ROUTE AGENCY to chyba największa agencja interaktywna w całych Stanach. Miała ogromną renomę, a praca tam to marzenie. Poszukiwali kogoś do tworzenia obrazów multimedialnych oraz kampanii reklamowych i budowy wizerunku. Idealnie, to właśnie moje marzenie. Kliknęłam link, wypełniłam aplikację, co chwilę mi zajęło, i wysłałam. Nie do końca wierzyłam, że uda mi się dostać tę pracę, ale postanowiłam nie przepuszczać żadnej okazji. Może mieli programy dla stażystów.
             Niezwłocznie udałam się pod prysznic. Gdy skończyłam, do domu wróciła Alex, widocznie rodzinny obiad się nie przeciągał. Mieszkałyśmy razem od początku studiów. Zaprzyjaźniłyśmy się niemal od razu. To chyba prawda, że przeciwieństwa się przyciągały. Ona wiecznie pełna energii, trochę roztrzepana, spontaniczna i odrobinę infantylna. Ja natomiast poukładana, zawsze przygotowana, rozważna, mentalna czterdziestka. Po prostu nuda, żadnego szaleństwa.
            — Amanda? — Usłyszałam głos przyjaciółki.
            — W sypialni — odpowiedziałam.
            — Jak idą przygotowania? — spytała z uśmiechem, zaglądając przez drzwi i nakręcając blond loka na palec. Była jak zwykle optymistyczna, a jej wielkie, niebieskie oczy błyszczały.
            — Świetnie. Wszystko pod kontrolą, niedługo będę gotowa – rzekłam, zastanawiając się, co na siebie włożyć.
            — Super. To ja lecę się ogarnąć — rzuciła szybko i wybiegła z mojej jasnej, niezbyt dużej sypialni.
            Udałam się do łazienki. Nie wiem, czemu lubiłam to pomieszczenie. Może dlatego, że mogłam tu być kompletnie sama, a może dlatego, że było pełne kontrastów. Podłogę pokrywały ciemne, grafitowe płytki, natomiast ściany białe kafelki. Dodatki w różnych odcieniach szarości dopełniały wystrój.
            Postawiłam na zwykły makijaż. Dość duże niebieskie oczy podkreślił  eyeliner i tusz do rzęs, na twarzy pojawił się puder i odrobina różu, aby podkreślić kości policzkowe. Postanowiłam tylko niezbyt pełne usta pociągnąć czerwoną szminką, by je uwydatnić.
  Zdecydowałam się na czarną dopasowaną sukienkę w stylu bandage, podkreślającą wąską talię, opinającą zbyt krągłe pośladki. Choć wiele osób uważało to za atut, dla mnie moja pupa była powodem kompleksów. Miałam wrażenie, że podczas chodzenia trzęsła się cała, co zwracało uwagę ludzi nawet wtedy, kiedy chciałam tego uniknąć. Ciemne włosy zostawiłam naturalnie falowane.
            Weszłam do salonu. Na dużej trzyosobowej sofie siedziała już Alex, odłożyła kieliszek z winem na biały stolik przed sobą.
            — Gdzie Jack? — spytałam.
  Jack to chłopak Alex. Byli parą od dwóch lat i niedługo planowali zamieszkać razem, pozostawiając mnie samą. Choć znacznie się różnili, to świetnie uzupełniali. Gdy Alex, dusza towarzystwa, przesadziła z szaleństwami i narobiła kłopotów, to Jack zawsze potrafił załagodzić sytuację. Natomiast gdy Jack zamartwiał się o wszystko, to Alex potrafiła go rozweselić i rozbawić tak, że zapominał o wszystkich kłopotach. Od kiedy się spotykali to mój obowiązek pilnowania jej, spadł na niego.
            — Spotkamy się na miejscu, będzie z kumplami. Może któryś wpadnie ci w oko — puściła oczko. — Nick jest bardzo przystojny i odpowiedzialny. Sprawdź go, pasowalibyście do siebie — kontynuowała. Poczułam, jak szturchnęła mnie w bok i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
            — Tylko z nikim mnie nie swataj, nie potrzebuje faceta — rzuciłam poważna i podkreśliłam swoją wypowiedź podniesieniem palca wskazującego i zwężeniem oczu.
            — Amanda, kto mówi o związku?  Mam tylko nadzieję, że dziś nie wrócisz do domu sama — zażartowała i zaczęła się głośno śmiać.
            — Tia… czerwony to twój kolor, wiesz? Ślicznie wyglądasz w tej kiecce — odpowiedziałam, stawiając na zmianę niewygodnego tematu.
  Tym razem jej znak rozpoznawczy, jakim była pokaźna kokarda na głowie, była koloru czarnego, co świetnie się komponowało z czerwienią seksownej sukienki.
            Przecież dobrze wiedziała, że jednorazowe przygody to nie dla mnie. To nie mieściło się w ramach mojego zaplanowanego i poukładanego życia.
  Na miejsce dotarłyśmy taksówką. Po wejściu do clubu w pierwszej kolejności przywitał nas mrok, głośna muzyka i ciężkie powietrze przepełnione dymem nikotynowym, oparami alkoholu i potu. Oświetlenie było przygaszone, nad parkietem tylko migały światła stroboskopu na zmianę z kolorowymi punktami biegającymi po spoconych, mokrych ciałach tańczących ludzi.
            Nim zdążyłam się dobrze rozejrzeć, między mną a Alex stał już Jack i prowadził do stolika. Po dotarciu we skazane miejsce dostrzegłam dwóch mężczyzn, siedzących przy owym stoliku, którzy natychmiast podnieśli się, jak tylko do nich dotarłyśmy.
            — Ben. — Uścisnęłam wyciągniętą rękę, jednego z mężczyzn, który właśnie się przedstawił.
  Pomimo przygaszonego światła, wyraźnie zobaczyłam mocno wybielone zęby, które prawie oślepiały podczas uśmiechu. Dało się zauważyć, że facet bardzo dużo czasu poświęcał na swój wygląd i wizerunek. Miał idealnie ułożone włosy, bezbłędnie przystrzyżony zarost oraz był mocno opalony, niekoniecznie naturalnie.  Przesadnie wystylizowany, sprawiał wrażenie niedowartościowanego, jakby próbował coś w ten sposób udowodnić lub nadrobić.
            — To Nick — wskazał Jack na chłopaka, który od razu zwrócił moją uwagę swoją osobą.
 Miał w sobie coś, co przyciągało. Jego ciemne loki do ramion nadawały mu chłopięcości, jednocześnie sprawiał wrażenie zdecydowanego, pewnego siebie i urzekająco męskiego. Był dla mnie zagadką.
 Chłopak podszedł i niespodziewanie pocałował w policzek, co mnie zaskoczyło i w niezrozumiały sposób wydało się zupełnie naturalne. Zupełnie, jakbyśmy znali się od dawna. Położył rękę na moim ramieniu i poprowadził na miejsce, gdzie miałam usiąść. Jego dotyk nie był dla mnie niezręczny, wręcz przeciwnie, był bardzo przyjemny, dziwnie kojący i nawet elektryzujący, miałam wrażenie, że był czymś normalnym, czymś… czymś na miejscu.
 Gdy już wszyscy usiedli, Nick oświadczył, że zamierzał udać się po pierwszą kolejkę piwa. Jednak zanim odszedł od stolika, podszedł barman i postawił kolorowego drinka przede mną, mówiąc, że to od pewnego pana. Byłam odrobinę zaskoczona, ale przecież takie przypadki były popularnym zagraniem ze strony facetów. Podziękowałam, a Nick kontynuował wyprawę po alkohol. Widziałam w jego oczach delikatny zawód.
            — Am, od kogo ten drink — spytała Alex, pytające oczy reszty skierowały się w moją stronę.
            — Nie mam pojęcia — odpowiedziałam i uśmiechnęłam się słodko.
            Pociągnęłam łyka przez różową słomkę, wtedy dołączył do nas Nick wraz z barmanem i rozdali alkohol reszcie. Chłopak usiadł obok mnie. Rozmawialiśmy o pierdołach, o nas. Czułam się przy nim zrelaksowana, nie było zakłopotania ani niezręcznego milczenia. Moja przyjaciółka niemal bez przerwy siedziała wtulona w swojego faceta i wpatrywała się w niego maślanymi oczami.
            Byłam tak pochłonięta rozmową, że nawet nie zauważyłam, kiedy Ben zniknął. Poczułam się nieswojo, dopiero teraz dotarło do mnie, że go odtrąciliśmy, nieświadomie.
            — Jack skoczy po piwo — usłyszałam delikatnie piskliwy głos Alex, która starała się przekrzyczeć muzykę. — A my idziemy do toalety — stwierdziła, więc nie mogłam się nie zgodzić, a poza tym mój pęcherz domagał się już wizyty w tamtym miejscu.
            Po dotarciu do łazienki przyjaciółka nie traciła czasu, od razu rozpoczęła swoje przesłuchanie. Chciała wiedzieć wszystko.
            — I jak z Nickiem? Co o nim myślisz? — zaczęła mnie bombardować, była podekscytowana i autentycznie ciekawa.
            — Fajny chłopak — odpowiedziałam i uśmiechnęłam się perfidnie.
            — Fajny? I już? Szczegóły dawaj! — zażądała, podekscytowana. 
            Uśmiech nie schodził z jej twarzy. Zaczęłam mieć podejrzenia, że to ukartowana próba swatania dlatego postanowiłam potrzymać ją w niewiedzy.
            — Fajny. I już — rzekłam spokojnie, jednak ciągle uśmiechnięta. — To co, parkiet?
            — Ale wiesz, że ci tego nie odpuszczę, prawda? — nie dawała za wygraną. — Wszystko z ciebie wyciągnę. Jutro.
            Wróciłyśmy do stolika, gdzie czekała już na nas nowa dostawa drinków. Znów wszyscy mieli piwo, a na mnie czekał kuszący drink. Spojrzałam pytającym wzrokiem na chłopaka swojej przyjaciółki. Ten tylko uniósł ramiona i podniósł ręce w geście mówiącym „ja nic nie wiem”. Przy swoim trunku dostrzegłam niewielką kartkę, chwyciłam ją i przeczytałam.
Baw się dobrze Mała.
            Dostrzegłam, jak Nick zaglądał mi przez ramię i starał się przeczytać treść, na co mu pozwoliłam. Rozejrzałam się dookoła. Szukałam kogoś, kto się do mnie uśmiechnie, kiwnie głową albo da jakikolwiek znak. Byłam ciekawa, kto był sponsorem mojej dzisiejszej zabawy. Przecież powinien się ujawnić, nikt nie robił takich rzeczy bez podtekstów. 
            Taka sytuacja łechtała moje ego, lecz jednocześnie niepokoiła, zawsze do tej pory koleś ujawniał się przy pierwszym postawionym drinku. Postanowiłam nie zaprzątać sobie tym głowy i po prostu dobrze się bawić.
            — Idziemy tańczyć — krzyknęłam do reszty, na tyle głośno, żeby przekrzyczeć muzykę, aby mogli mnie usłyszeć.
            Wszyscy przytaknęli. Wypiłam kolorową ciecz duszkiem. Wiedziałam, że to ryzykowne posunięcie, ale chciałam się dziś wyluzować. Wstałam i poczułam delikatne zawroty głowy, obraz odrobinę zaczął się rozmywać. Miałam słabe możliwości, jeśli chodziło o alkohol.
            Nick chwycił mnie za rękę i udaliśmy się na parkiet. Cały czas trzymał się blisko mnie, nie pozwalając żadnemu mężczyźnie na zbliżenie się. Podobało mi się to ale miałam nadzieję, że w tańcu ujawni się mój „cichy adorator”. A w taki sposób to się nie mogło udać. 
            Z każdą minutą Nick stawał się coraz śmielszy. Tańczył ze mną, utrzymywał bliski kontakt cielesny, co było zaskakująco przyjemne. Jego ręce coraz śmielej wędrowały po moich plecach, ramionach, biodrach, a ja czerpałam coraz większą frajdę z przebywania z jego bliskim towarzystwie.
            Wracając do stolika, byliśmy już po kolejnej dawce magicznego napoju, ja oczywiście darmowego. Szum w mojej głowie był już mocno odczuwalny. Powoli zmierzałam do swojej granicy, wiedząc o tym, zdecydowałam się na ostatnią kolejkę. Chłopcy właśnie wracali z piwem, Nick podał mi jedno do ręki, jak tylko je chwyciłam, dosłownie z podłogi wyrósł barman.
            — Przykro mi, ale tego już dziś nie tkniesz — zabrał mi kufel z dłoni i na jego miejsce wcisnął szklankę z pomarańczową cieczą i tak szybko, jak się pojawił, tak samo szybko zniknął.
            Stałam oniemiała, zaskoczona, zszokowana. Zaczęła buzować we mnie złość. Jak ktoś obcy, kto nawet się nie przedstawił, śmiał decydować za mnie. Straciłam chęć do dalszej zabawy. Miałam ochotę wrócić do domu.
            Usiedliśmy, nikt nawet nie odważył się skomentować całej sytuacji. Wszyscy widzieli, że byłam na pograniczu wybuchu. Starali się rozluźnić atmosferę, żartować, ale mój dobry humor zniknął bezpowrotnie tego wieczora.
            — Wracam do domu — powiedziałam nagle. — Straciłam ochotę na zabawę.
            — Odwiozę cię — zaproponował Nick. A ja zgodziłam się automatycznie, chciałam tylko jak najszybciej znaleźć się w łóżku.