sobota, 14 października 2017

ROZDZIAŁ 5 część 1


— Ben! My wychodzimy! — krzyknęłam do szefa, stojąc już w drzwiach restauracji.
            — Dobra, ja też niedługo uciekam — odpowiedział. — Zamknijcie drzwi.
            Wyszłam z restauracji razem z Martinem. To był długi, męczący dzień. Od lunchu do zamknięcia mieliśmy prawdziwy kocioł. Jakaś inwazja, zjawiło się mnóstwo gości i biegaliśmy jak poparzeni, ledwo wyrabiając się ze zbieraniem i roznoszeniem zamówień. Nie udało mi się nawet znaleźć chwili, aby wyskoczyć do toalety.
— Daleko mieszkasz? Mogę cię podwieźć — zaproponował Martin.
— Nie dzięki — uśmiechnęłam się. — Pójdę na piechotę. Mam do domu kilka minut.
— To może cię odprowadzę? — zapytał.
— Dzięki, ale chce pobyć sama — odpowiedziałam. — Mam kilka spraw do przemyślenia.
— Chodzi o tego kretyna, co przyłazi codziennie? — ściągnął brwi i spojrzał na mnie ze złością. — Nie lubię go, ma zły wpływ na ciebie.
— Skąd możesz to wiedzieć? — odrzekłam poirytowana, starając się zachować resztki spokoju.
Jeszcze nie do końca zeszły ze mnie nerwy spowodowane sprzeczką z jednym pijanym klientem, który przez cały wieczór był gburowaty i traktował mnie z góry, wmawiając, że od tego jestem, żeby usługiwać takim „Panom” jak on.
Cierpliwie, z kamienną twarzą, choć doprowadzona wewnętrznie do wrzenia, wysłuchałam wywodu na temat tego, kto jest lepszego sortu  i ma większe prawa, bo ciężką pracą pokonali, takich jak ja, życiowych nieudaczników, po czym próbował zapłacić zablokowaną kartą. Wtedy nie wytrzymałam, nerwy mi puściły i z moich, wykrzywionych w grymasie mściwego uśmiechu ust, wypłynął swobodnie jakiś złośliwy, przynoszący mi ulgę i satysfakcję tekst o parobkach prawdziwych ludzi sukcesu, którym wydawało się, że mogą wszystko, podczas gdy mogli mniej od nieudaczników kelnerów, których przynajmniej stać na posiłek w restauracji. Przez zmęczenie łatwo popadałam w złość i pozwalałam wyprowadzić się z równowagi.
— Widzę, jak się przy nim zachowujesz — przywołał Martin moje myśli do teraźniejszości. Zrobił krok w moją stronę. — Traktuje cię jak swoją ofiarę, a ty mu na to pozwalasz.
— Wybacz, ale to nie twoja sprawa — w moim głosie wzbierała złość, którą bardzo starałam się pohamować. — Lepiej odpuść.
— On nie jest dla ciebie odpowiedni — zrobił kolejny krok w moją stronę.
Nigdy nie rozmawiałam z Martinem na prywatne tematy, choć były ku temu okazje, i pomimo że często spędzaliśmy czas razem w oczekiwaniu na klientów, to skąd mógł to wiedzieć? Poczułam się przytłoczona i zdezorientowana.  Stał zdecydowanie za blisko, dzieliło nas jedynie kilkanaście centymetrów. Bardzo wyraźnie docierał do mnie zbyt mocny, jednak zapadający w pamięć zapach jego perfum. Wiedziałam, że powinnam odejść, jeśli nie chciałam dopuścić do niezręcznej, niekomfortowej dla nas obojga sytuacji.
— Muszę już iść, przyjaciółka na mnie czeka z kolacją — skłamałam szybko, bez mrugnięcia okiem. — Do zobaczenia w piątek.
— Ok, przepraszam — spuścił głowę ze skruchą, choć miałam wrażenie, że udawaną to zrobiło mi się go odrobinę żal. — Nie powinienem się wtrącać. Do zobaczenia — powiedział i szybko skierował się w stronę samochodu.
            Wracałam do domu. Przez późną porę minęłam tylko kilka osób spacerujących z psami albo biegających. Byłam zmęczona, chciałam przewietrzyć umysł i przestać myśleć, odprężyć się i zrelaksować. Aby zająć czymś głowę i nie myśleć o sprawach, o których ostatnio myślałam zdecydowanie zbyt często, w każdą wolną chwilę, ułożyłam w głowie plan na wieczór. Dokładny, co do minuty. Taki jaki kiedyś robiłam na całe dnie. Alex zapewne została u Jacka, więc jej nie uwzględniłam.
1.         Przygotowanie kolacji i zjedzenie — godzina (makaron z sosem serowym).
2.         Posprzątanie po kolacji — piętnaście minut.
3.         Prysznic plus podstawowy zastaw wieczorny — pół godziny.
4.         Czytanie książki w łóżku — czterdzieści pięć minut.
Wszystko razem dwie i pół godziny. Było już późno, dłuższego planu nie potrzebowałam. Nic więcej poza ustalonymi punktami, co skutkowało brakiem czasu na myśli i zadręczanie się.
            Tylko wilgotny jeszcze but nie dawał zapomnieć. Przypominał o zmysłowym, doskonałym pocałunku, dokładnie takim, jaki wcześniej rozgrywał się w mojej głowie dziesiątki razy, na który czekałam od pierwszego spotkania z Jackobem. O spacerze, który był zaskakująco romantyczny i do bólu schematyczny, ale paradoksalnie, w wykonaniu tego mężczyzny, zadziwiający.
A może tylko takie były moje odczucia. Wyidealizowałam sobie tego mężczyznę i wszystko, co robił, zdawało mi się fajniejsze, niż było w rzeczywistości. Dzisiejsze spotkanie zdecydowanie zaostrzyło mój apetyt. Dowiedziałam się, że nie potrafię się oprzeć pokusie. Już nie byłam nawet pewna, czy chcę się jej opierać.
Tak niewiele potrzebowałam, aby ktoś zawrócił mi w głowie. Dotychczas skutecznie się przed tym broniłam, teraz jednak moja bariera ochronna przed mężczyznami zdawała się osłabiać, przenikało przez nią coś, co wcześniej tylko się ocierało, ścierając  na pył. Pozwoliłam się opętać.
            Weszłam do mieszkania pogrążona we wspomnieniach i marzeniach. Poczułam cudowny zapach sosu serowego. Przez wielu znienawidzonego,  przeze mnie lubiany. Spojrzałam w kierunku kuchni i zobaczyłam wściekle pomarańczową kokardę, krzątającą się między blatami,  Alex.
— Cześć — powiedziałam, a na usta automatycznie wkradł się szeroki uśmiech. — Nie spodziewałam się ciebie tu dzisiaj.
            Cały mój plan legł w gruzach w minutę. Ucieszyłam się, widząc ją. To niesamowita dziewczyna i w dodatku potrafiła czytać w moich myślach, sądząc po zapachu, przygotowała zaplanowaną przeze mnie kolację.
— Hej! — podbiegła do mnie i uścisnęła. — Powiedziałam Jackowi, że dziś mamy baaabski wieeeczór — jej biodra falowały w rytm melodyjnych słów, a ręce zatańczyły, do tylko nam znanej, melodii. 
— Zdajesz sobie sprawę, że zrujnowałaś mój misternie ułożony plan na wieczór? — zapytałam z udawaną złością.
— Pewnie — uśmiechnęła się radośnie. — Nie ma za co — dodała i cmoknęła mnie w policzek.
— Mój plan przewidywał makaron z sosem serowym. — Tym razem ja ją cmoknęłam w policzek radośnie. — Dziękuję. Czasem myślę, że jesteś czarownicą.
— Czarodziejką, jak już — zamrugała uroczo, szybko powiekami. — Chodź. Idziemy jeść.
            Spokojnie zjadłyśmy kolację w ciszy, bez zbędnych rozmów, jakby każda z nas układała plan, czym chciałaby się podzielić z przyjaciółką. Ponieważ Alex gotowała, ja postanowiłam posprzątać po posiłku. Kiedy skończyłam, sięgnęłam po miskę na chipsy i kieliszki na wino. Moja przyjaciółka zabrała wypełniacze do naczyń, które niosłam i przeszłyśmy do salonu, gdzie było zdecydowanie wygodniej. Włączyłam cichą muzykę.
— Mam Ci tyle do opowiadania — rzuciłam, zmierzając w stronę kanapy. — Ale ty pierwsza, opowiadaj.
— Jack zaprosił mnie na wspólny wyjazd — zaczęła. Starała się być spokojna, ale już wyczuwałam wzbierającą w niej euforię. — Nie chce zdradzić, gdzie mnie zabiera. Mówi, że to niespodzianka – nie mogła usiedzieć spokojnie w miejscu.
— Wspólny wyjazd? Niespodzianka? Chyba mam pewne podejrzenia. — Jej entuzjazm zaczynał mi się udzielać, a nawet poczułam muśnięcie wzruszenia, kiedy dotarło do mnie, jakie zamiary miał Jack. — A zdradził cokolwiek?
— Tylko termin, żebym mogła się przygotować. — Oczy Alex błyszczały za każdym razem, kiedy mówiła o swoim facecie. — Wyjeżdżamy w piątek — pisnęła radośnie.
— Już w piątek? Tak szybko? — zapytałam zaskoczona. — Kiedy wracacie?
— Lecimy tylko na weekend, ale i tak niesamowicie się cieszę. — Jej oczy potwierdzały to, co mówiła.
— Ciekawe co planuje? I gdzie mnie zabiera? — biło od niej szczęście z taką siłą, że dotarło do mnie i zaczęło unosić się w powietrzu, poczułam to samo. — To takie romantyczne. Mam najlepszego faceta pod słońcem. Jak ja się mu odwdzięczę? Muszę wymyślić coś specjalnego. Może lot balonem. Myślisz, że mu się spodoba? — zasypała mnie słowotokiem, za którym ledwo nadążałam.
— Zgodzisz się po prostu — powiedziałam radośnie, unosząc delikatnie ramiona
— Może skok ze spad… Co? — dotarło do niej nagle, co powiedziałam.
— Już się zgodziłam z nim lecieć. Czy ty mnie słuchasz? — wyglądała na zbitą z tropu i zdezorientowaną.
— Oczywiście, że słucham i nawet staram się nadążać z rozumieniem — postanowiłam nie uświadamiać jej, po co Jack zabierał ją na romantyczną wycieczkę.
 Niech to będzie niespodzianka — pomyślałam. Byłam przekonana, że taki właśnie był plan Jacka, zachować wszystko w tajemnicy. Z pewnością przygotował coś wyjątkowego na tę okoliczność i planował to od dawna.
— Rozmawiałam dziś z ojcem. — zmieniła temat i trochę się uspokoiła albo spoważniała. — Zaproponował, żebym od przyszłego tygodnia zaczęła przejmować jego obowiązki w studiu.
— To świetnie. Gratuluje! — przytuliłam ją mocno podekscytowana.
— Od zawsze na to czekałam — powiedziała z dumą jednocześnie trochę przygaszona. — To było moje marzenie.
— Wiem kochanie, dlatego strasznie się cieszę. Jesteś świetną panią fotograf. Dasz sobie radę. — Byłam przekonana, że nadawała się do tego, jak mało kto nie dlatego, że to moja przyjaciółka, ona naprawdę miała do tego dryg.
— Boję się trochę. Prowadzenie Studia fotograficznego to nie pstrykanie zdjęć. To o wiele więcej obowiązków — spoważniała jeszcze bardziej a ja wyczułam strach od niej bijący.
— Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, to masz mnie i Jacka — starałam się ją uspokoić — Zawsze możesz poprosić nas o pomoc.
— Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie — powiedziała. Dokładnie widziałam w jej oczach, że nie pozbyła się obaw, ale postanowiła zmienić temat. – A teraz opowiadaj, co takiego się wydarzyło, że cię nie poznaję ostatnio?
— Poznałam kogoś — rzekłam bezpośrednio, bez owijania w bawełnę. Jej oczy zrobiły się wielkie ze zdziwienia.
Opowiedziałam wszystko, co się wydarzyło od rozmowy kwalifikacyjnej. O moich obawach i obsesji na punkcie Jackoba. No i o wszystkich wpadkach, które rozbawiły Alex prawie do łez. Straciłyśmy kompletnie poczucie czasu. Nadrabianie zaległych tematów pogrążyło nas bez reszty. W łóżku wylądowałam dopiero około trzeciej w nocy.

piątek, 6 października 2017

ROZDZIAŁ 4 część 2


Szliśmy alejką parku, niemal pustego o tej godzinie. Ja i pan Route. W moich oczach to dziwny obrazek, niczym abstrakcja. On zwyczajnie nie pasował do tego typu rozrywek, jak puzzel od innej układanki.
Minęliśmy tylko kilka matek z wózkami. Słońce dość mocno świeciło, co powodowało przyjemne ciepło, nie gorąco. Nic nie mówiliśmy, a dookoła nas krzyczała krępująca cisza. Starałam się zrelaksować, oddychając głębiej niż zazwyczaj, choć jego osoba skutecznie to uniemożliwiała.
Czułam, jak spogląda na mnie co chwilę, byłam onieśmielona i zakłopotana, jednocześnie przepełniała mnie euforia i przedziwna radość, jakiś rodzaj satysfakcji. Dziwna mieszanka odczuć, zaprowadzająca jeszcze większy mętlik w mojej głowie.
Postanowiłam skupić się na przyrodzie, podziwiałam ją. Uwielbiałam obserwować, jak wszystko budziło się do życia. Jasnozielone listki, nowe, dopiero co wypuszczone z drzew, śpiew ptaków, pąki na drzewach, to mnie napawało optymizmem i dawało nadzieję, że można wszystko rozpocząć jeszcze raz, od nowa. Tak jak robiła to natura co roku. Niesamowita magia przyrody. Zatopiłam się w myślach bez reszty, co było ulgą w tej sytuacji.
Jakie to dziwne. Gdy nie było Routa w pobliżu, miałam ochotę porzucić wszystko i jechać tam, gdzie aktualnie przebywał tylko po to, żeby zobaczyć go. Kiedy natomiast był obok, ulgę przynosiła mi ucieczka do świata myśli.
— Opowiedz mi coś o sobie. — Nagle mężczyzna przerwał ciszę.
— Wiosna to moja ulubiona pora roku, wszystko jest nowe, delikatne i kruche — kontynuowałam swoje myśli, tyle że tym razem na głos.
— Co jeszcze lubisz?
— Kocham kawę, jestem od niej uzależniona — odpowiedziałam, nie patrząc na niego, nadal przyglądając się otoczeniu. Wybrałam, jak mi się wydawało, bezpieczną odpowiedź.
— To ciekawe. W dwóch zdaniach opisałaś siebie — powiedział.
— Nie rozumiem — spojrzałam na niego zdziwiona, ze ściągniętymi brwiami.
— Wydaje mi się, że jesteś dokładnie taka, jak przed chwilą powiedziałaś. Zdajesz się być delikatna i krucha, jak przyroda wiosną, a jednocześnie mocna i zdecydowana, jak kawa — wyjaśnił w ten swój pokrętny, w jakimś stopniu romantyczny sposób.
— Jesteś pełna sprzeczności, Amando, skomplikowana — położył rękę na moim policzku, a ja wtuliłam się w nią, bezwiednie przymykając oczy.
Poczułam iskierkę ciepła gdzieś wewnątrz mnie. Serce zaczęło przyśpieszać rytm. Ta spokojna, romantyczna wersja mężczyzny, działała kojąco, niebezpiecznie usypiając zdrowy rozsądek.
            — To chyba dlatego tak mnie intrygujesz, nie potrafię cię rozgryźć  — ciągnął swój monolog, wyglądając na zamyślonego.
W spojrzeniu Jackoba zobaczyłam prawdziwą ciekawość, jednak gdzieś w jego głębi budziła się drapieżność. Błysk w jego oczach mi wystarczył. Zabrał rękę, a ja miałam ochotę krzyczeć, żeby tego nie robił, że chciałam więcej. Chciałam, aby mnie przytulił, pocałował. Chciałam, aby rozładował napięcie, które skumulowało się między nogami. Chociażby w samym środku parku.
— Czemu to robisz? Przychodzisz codziennie do restauracji? — spytałam pełna nadziei.
— Już ci mówiłem — rzekł. — Zawsze dostaję to, czego chcę. A ty jesteś moją obsesją. Zapamiętaj! Ja nigdy nie rezygnuję — powiedział tonem pełnym harmonii, który działał terapeutycznie.
            Dreszcz przebiegł moje ciało. Jego apodyktyczny ton odbijał się echem w głowie, a wibracje niskiego głosu wwiercały się w kości.
— Traktujesz mnie jak kolejną zdobycz —  w moim głosie dało się wyczuć niepokój pomieszany z podnieceniem. —  To nie w porządku — zaczęłam iść dalej.
— To nie tak. Byłabyś moją pierwszą „zdobyczą”. Zawsze kobiety kręcą się wkoło mnie, gotowe na wszystko. Same przychodzą. Nie muszę zdobywać, ja tylko wybieram.  Z tobą jest odwrotnie — rzekł miękko. — To ja walczę o twoją uwagę — kontynuował monolog, a ja słuchałam zahipnotyzowana, starając się nie otwierać ust za szeroko, ze zdziwienia. — Nie masz pojęcia, jakie to dla mnie dziwne i podniecające. Nigdy wcześniej nie musiałem tego robić.
— Powinniśmy wracać — rzuciłam, nie wiedząc jak skomentować te słowa.
            Staliśmy i patrzyliśmy na siebie, w ciszy. Nawet nie zauważyłam, jak długo to trwało, bo utopiłam się w myślach. Nie zauważyłam, nawet kiedy owa cisza stała się niezręczna.
Ogromna pewność siebie denerwowała mnie i rozpalała jednocześnie. Znów poczułam nieopisany magnetyzm, który nie pozwalał mi oddalać się na długo. Sama nie wiedziałam, co czułam. Zauroczenie to chyba dobre określenie tej burzy, jaką we mnie wzbudzał. Zrobił na mnie wrażenie, spod którego nie mogłam się wydostać, chyba nawet nie chciałam tego robić.
Byłam w pewnym sensie dumna, że zwrócił na mnie uwagę taki mężczyzna, poczułam się wyróżniona. Moja samoocena urosła odrobinę, dzięki niemu, a ego zostało przyjemnie połechtane.
Problem w tym, że  jemu chodziło o seks, a ja potrzebowałam prawdziwego związku, być może nawet miłości. W tym przypadku to mogło zniszczyć moje serce już na zawsze. Nie mogłam pozwolić sobie, aby mu ulec, to zbyt niebezpieczne. Pociągał mnie do granic możliwości, a to niedorzeczne, ale słodko kuszące.
— Opowiedz mi coś o sobie — przerwałam niezręczną ciszę.
— Nazywam się Jackob Nataniel Route — przerwał, jakby zastanawiał się, co może zdradzić. — Jestem uparty i dobrze zorganizowany, dzięki czemu udało mi się dojść do wszystkiego samemu. Jestem perfekcjonistą i bezdusznym samotnikiem. Nie lubię, gdy ktoś mi odmawia — spojrzał na mnie wymownie, dając do zrozumienia, że to wszystkie informacje, na jakie mogłam aktualnie liczyć.
— To chyba źle trafiłeś, bo ja z reguły odmawiam — powiedziałam z nieśmiałym uśmiechem, patrząc mu pewnie w oczy. —  Czemu uważasz się za bezdusznego?
— Nie mam skrupułów.
Uderzył mnie chłód jego słów, a ciało przeszły ciarki, nie tak przyjemne, jak do tej pory w jego towarzystwie.
— Masz cholernie trudny charakter — rzuciłam i poczułam jego zdziwiony, zaciekawiony wzrok na sobie. — Pech chciał, że lubię wyzwania — dokończyłam, nieprzerwanie patrząc mu głęboko w oczy.
            Nagle poczułam zdecydowane dłonie na biodrach. Przyciągnął mnie do siebie pewnym ruchem i jego usta znienacka, nagle, wylądowały na moich. To było tak niespodziewane, nie dał mi szans na jakąkolwiek reakcję. Byłam osaczona przez jego zapach, dotyk, przez pożądanie. Poczułam nieznaną mi dotąd energię, która otulała zmysły i powoli przejmowała całe ciało. 
Zaskoczona, westchnęłam pod wpływem chwili i cichutko w jego usta, odpłynęłam do krainy przyjemności. Mój mózg został sparaliżowany, a ja dałam się ponieść. Odwzajemniłam pocałunek i pogłębiłam go, zaskakując samą siebie. Moje ręce powędrowały na jego włosy, tak miękkie, proszące o delikatne ciąganie. Zatraciłam się, po prostu odczuwałam.
Nagle oderwałam usta zupełnie oniemiała. Cała sytuacja wydawała się być nierzeczywista. Na brzuchu poczułam dowód tego, co kryło spojrzenie. Jego czekoladowe, wpatrzone we mnie oczy, zdawały się być rozsadzane od środka przez pożądanie, nieokiełznaną żądzę, drapieżność tak cholernie podniecające. Ciągnęło mnie do wszystkiego, co sobą reprezentował. Miałam ochotę zatracić się w nim cała, ulec i sprawdzić, co z tego wyniknie. Uśmiechnął się prowokacyjnie.
— Znów to robisz. Wysyłasz sprzeczne sygnały. Widzę, jak na ciebie działam, jak drżysz, jestem pewien, że chcesz tego samego co ja. Wiem, że teraz jesteś wilgotna i gotowa na mnie… ale odsuwasz się. Tego nie rozumiem. Daj się ponieść, Amando — niemal wyszeptał prosto w moje usta. — Nie dręcz mnie, proszę.
— Nie bawię się w jednorazowe przygody ani w przyjaźnie z bonusem. Rozumiesz? — patrzyłam mu w oczy, starając się zachować pewność siebie, która przy nim rosła i ulatywała naprzemiennie.
— Właśnie nic nie rozumiem, Wytłumacz mi! — w jego głosie pojawiła się odrobina irytacji i zniecierpliwienia.
— W takich relacjach zawsze jedna strona angażuje się zbyt mocno, wtedy wszystko upada — zakomunikowałam trochę zbyt głośno, niesiona skrajnymi emocjami. Tak bardzo chciałam mu ulec, jednocześnie czując przed tym strach. — A ja nie chce cierpieć, ani komplikować sobie życia.
— Póki co komplikujesz tylko moje życie — na jego ustach pojawił się niewielki, ironiczny uśmiech.
— Mamy inne priorytety. Mocno się różnimy.
— Czemu jesteś taka nieprzystępna? Ktoś cię zranił? — zapytał, lecz nie odpowiedziałam. 
— Pozwól mi się tobą zaopiekować — powiedział z powagą na twarzy, wydawał się szczery.
— Nie musisz się mną opiekować. Jestem dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać — rzekłam, choć moja dusza krzyczała, abym mu na to pozwoliła.
            Chciałam odejść jak najszybciej, uciec przed pokusą. Prędko się odwróciłam, wtedy poczułam jego rękę na ramieniu, która usiłowała mnie zatrzymać. Sekundę później moja noga wylądowała w kałuży. Właśnie odnalazłam jedyną w całym mieście pozostałość po wczorajszym deszczu.
— Kurwa! — krzyknęłam.
Tak szybko, jak chwilę wcześniej moja twarz straciła kolor, tak szybko teraz spłonęła rumieńcem. W równym stopniu z zawstydzenia i ze złości. Znów się przy nim zbłaźniłam.
— Próbowałem cię ratować. — Widziałam, jak walczy ze sobą, aby się nie roześmiać, choć powstrzymywany uśmieszek i tak zawitał na jego twarzy. — Ale nie zdążyłem.  
— Dzięki — wybuchłam niepohamowanym śmiechem, pomimo wstydu.
— Sama widzisz, potrzebujesz mojej opieki.

czwartek, 5 października 2017

ROZDZIAŁ 4 część 1


Nick odprowadził mnie do domu. Mieszkanie było puste, Alex coraz częściej zostawała u Jacka. To tylko kwestia czasu aż się do niego przeprowadzi. Praktycznie to już się stało. W domu widywałam ją sporadycznie, kiedy przychodziła po następne ubrania, czy inne drobiazgi. Już nawet łazienka przestała być moją samotnią, jak to bywało kiedyś.
Bardzo cieszyłam się ich szczęściem, ale coraz częściej byłam osamotniona. Wcześniej tęskniłam za takim stanem, a teraz obawiałam się go. Wezbrała we mnie nieodparta potrzeba kontaktu z nią.
Od Ja:
Cześć Wariatko J Zamierzasz dziś wrócić do domu? Ostatnio strasznie tu pusto i cicho bez Ciebie. Nudzi mi się.
Od Alex:
Już tęsknisz? Widziałyśmy się kilka godzin temu. Nie wracam dziś, właśnie zabieraliśmy się za coś bardzo fajnego, może to trochę potrwać ;) Jack kazał Ci przekazać, że też mogłabyś czasem pobawić się w taką grę ;D
Od Ja:
Jasne xD przemyślę sugestie Jacka. Nie przeszkadzam Wam już dłużej. W tym tygodniu rezerwuję sobie jakiś Twój wieczór. Musimy nadrobić zaległości.
Od Alex:
Nazbierało się trochę. Myślę, że to będzie cała noc, a nie wieczór. Wracam do Jacka, nie mogę zostawić go w takim stanie. Odezwę się jutro. Pa :*
Od Ja:
Zajmij się nim porządnie ;) przyjemnej zabawy.
Zalała mnie ogromna fala melancholii, brak towarzystwa na co dzień, robiła swoje. Moje myśli powędrowały do dzisiejszego spotkania z Nickiem. Ogarnęło mnie dziwne  uczucie, którego nie potrafiłam określić, nie potrafiłam nawet sklasyfikować, czy było dobre, czy złe.
Cieszyłam się, że będziemy przyjaciółmi, że nadal będzie gdzieś blisko, w zasięgu ręki. Odczuwałam wewnętrzną potrzebę częstego kontaktu z nim. Jednak w mojej duszy zagnieździł się jakiś niepokój, może nawet żal, że zakończyłam to, co łączyło nas do tej pory, nie dałam szans na rozwinięcie.
Stałam przed dużym oknem, patrzyłam na ulice, na ludzi. Niektórzy byli pełni życia, roześmiani, spotykali się innymi radosnymi postaciami i zmierzali gdzieś razem, stadnie. Inni natomiast zamyśleni, poważni śpieszący do domów, do rodzin albo ukochanych. Każdy wydawał się mieć cel.
Poczułam, że coś straciłam, lecz nie miałam pojęcia co. I znów przytłaczało mnie poczucie egzystencjalnej pustki. Miałam ochotę rzucić uczuciami w ścianę, tak by się rozpadły na tysiące kawałeczków, żebym nie czuła już nic.
Nagle wszystko, co widziałam, stało się rozmazane i zniekształcone. Łzy pociekły po policzkach, a nawet nie byłam ich świadoma. Myliło mi się to, co czułam, z tym, co myślałam, że czułam.
            Chyba jednak potrzebuję faceta albo jakiejś rozrywki – powiedziałam do siebie szeptem.
Może mogłabym zabawić się z boskim panem prezesem? Ostatniej nocy śniłam o nim. To był niesamowicie gorący, perwersyjny obrazek, jakby kompletnie nie mój. Nie miałam pojęcia, że można przeżyć orgazm we śnie. Ciekawe czy w prawdziwym życiu też potrafił robić takie rzeczy? Chyba miałam obsesję na jego punkcie.
Choć odpychałam myśli o Roucie, to ciągle powracały. Moja wyobraźnia przedstawiała mi sceny różnych sytuacji, jakie mogłyby zaistnieć. Niektóre były jednoznaczne, gorące, i takich było najwięcej. Inne dotyczyły normalnego życia, wyobrażałam sobie, jak razem przyrządzamy śniadanie, pijemy kawę i rozmawiamy, tak po prostu.
Nie, ten pomysł zdecydowanie odpadał. Istniałaby szansa, że się zaangażuję, czego panicznie się bałam, ale wiedziałam, że może się zdarzyć i to szybko, a to byłby koniec mnie. To dlatego nigdy nie bawiłam się w jednorazowe przygody. Lepiej odpuścić. Ze świata myśli wyrwał mnie dźwięk telefonu. Zerknęłam na ekran. Mama.
— Cześć mamo.
— Dobry wieczór, Amanda — przywitała się oficjalnie, jak zawsze.
— Co u Ciebie? Wszystko w porządku w domu? — spytałam.
— Gdybyś czasem zadzwoniła albo zaszczyciła nas swoją obecnością, wiedziałabyś. — Wyczułam wyrzuty. — Wszystko w porządku, twój brat rozkręca interes. Jest od ciebie młodszy, ale radzi sobie w życiu dużo lepiej. Powinnaś brać z niego przykład, wiesz?
— Tak, też jestem z niego dumna — poczułam ukłucie zazdrości, którego nawet nie starałam się wypierać. — Ostatnio mam dużo na głowie. Zmiana pracy, koniec szkoły. Czemu was nie było na rozdaniu dyplomów? — zapytałam nieśmiało, jakbym nie miała prawa oczekiwać od niej tego.
— Dziecko, my mamy swoje życie. Nie możemy rzucić wszystkiego, żeby przyjechać do ciebie. 
Zrobiło mi się przykro. Może miała rację, jednak inni rodzice tak właśnie zrobili.
— Nawet nie zadzwoniłaś — powiedziałam przyciszonym głosem, zupełnie jakbym była winna i domagała się niemożliwego.
— Ty też nie dzwonisz, ale masz rację. Gratuluję.
W sekundę poczułam łzy wzruszenia. Pierwszy raz pogratulowała mi czegokolwiek, moje serce wypełniła radość i miłość do niej. Chciałam się znaleźć obok i przytulić, tak jak córka przytula się do matki.
— Udało ci się jakoś ukończyć studia, nigdy nie byłaś zbyt bystra i dla ciebie to prawdziwy sukces — kontynuowała.
Do łez w moich oczach, wywołanych krótkotrwałym szczęściem, dołączyły łzy żalu i bólu, mieszały się ze sobą. Tych gorzkich było coraz więcej i pochłaniały wcześniejsze, bezpowrotnie.
Oczywiście, że zabolały mnie jej słowa, ale wydarzyło się coś dziwnego. Poczułam pewnego rodzaju ulgę, jakby wyjaśniła mi zagadkę, której nie rozumiałam. Przecież zawsze była dla mnie oschła, czemu tym razem miało być inaczej? Po prostu dałam się zwieść, jednym słowem.
Może nie jestem geniuszem, ale nie jestem też głupia — pomyślałam. W szkole zawsze radziłam sobie dobrze, na studiach otrzymywałam stypendium naukowe. Nie miała podstaw, żeby we mnie wątpić, a jednak tak się działo.
— Muszę kończyć mamo — głos mi się łamał. — Jestem zmęczona.
— Zadzwoń do brata z gratulacjami, zasłużył na to. Dobranoc — rzuciła pośpiesznie i się rozłączyła.
            Jak zwykle po rozmowie z matką czułam się niczym gówno. Jak nikt, potrafiła zmieszać mnie z błotem. Nigdy do tego nie przywykłam, zawsze bolało tak samo. Od kiedy pamiętałam taka była, powtarzała, że nigdy nie spełniałam jej oczekiwań, a ja stawałam na głowie, żeby choć raz mnie pochwaliła, żeby przyznała, że nie jestem aż tak beznadziejna.
To moja matka, kochałam ją. Choć wolałabym kochać za wszystko, a nie mimo wszystko. Chciałabym, żeby była ze mnie dumna, to jednak misja nie do wykonania. Nie byłam w stanie tego dokonać.
Przez matkę jestem taka zorganizowana i poukładana, jako dziecko starałam się robić wszystko dokładnie. Już jako mała dziewczynka układałam plan każdego dnia, by nic mnie nie zaskoczyło, żeby zobaczyła, że panuję nad wszystkim i mam wszystko pod kontrolą. Nigdy tego nie zauważyła.


*****


            Rano obudziłam się z opuchniętymi oczami, przepłakałam pół nocy. Cały pokój wypełniały promienie słońca. Kolejny piękny dzień, wreszcie wiosna pełną parą. Po wieczornym deszczu nie było śladu.
            Do pracy dotarłam piętnaście minut przed czasem, gdzie czekał już Martin, dziwnie podenerwowany.
— Cześć Am — rzucił, jak tylko przekroczyłam próg. — Dobrze, że już jesteś.
— Cześć. Coś się stało? — zapytałam, wyglądał na niespokojnego.
— Czy możesz mnie dziś zastąpić? Proszę, mam coś ważnego do załatwienia. Tylko dwie godziny — spojrzał błagalnym wzrokiem. 
Pierwsze, o czym pomyślałam to codzienne wizyty mężczyzny, który nie daje spokoju moim myślom. To przecież Martin zawsze go obsługiwał.
— Czy to konieczne? — zmarszczyłam brwi.
— Moja siostra przylatuje w odwiedziny, niezapowiedziana wizyta. Muszę tylko odebrać ją z lotniska i zawieść do domu — wyrzucał z siebie słowa w takim tempie, że ledwo mogłam go zrozumieć, jakby naprawdę mu się śpieszyło.
— Okay, dam sobie radę — uśmiechnęłam się.
Nie mogłam być taką egoistką. Martin mi pomagał zawsze, kiedy tego potrzebowałam, wystarczyło jedno słowo.
— Dzięki, jesteś wielka — pocałował mnie w policzek. — Wrócę przed lunchem, obiecuję — powiedział i już go nie było.
            Przygotowałam się do pracy i czekałam na pierwszych klientów. Rozmyślałam, co zrobić, gdy przyjdzie Route. Pojawia się codziennie od mojej wizyty w jego biurze. Jak powinnam się zachować? Traktować go jak każdego innego gościa i zachowywać zupełnie normalnie! — krzyczałam na siebie w myślach. Tak byłoby najlepiej, ale czy poradziłabym sobie?
            Godzinę później pojawił się „mój gość”. Spojrzałam na niego odruchowo, jak na każdego klienta, który przekracza próg restauracji. On też mnie zauważył. Z poważną miną, niesamowicie pewny siebie, zajął stolik. Nie mogłam oderwać wzroku. Wyglądał nieprzyzwoicie dobrze  jak zawsze.
Trzyczęściowy, ciemnoszary, idealnie skrojony garnitur, prezentował się na nim nieziemsko, biała koszula i jasnoszary krawat podkreślały oliwkowy kolor skóry. Nawet przez marynarkę dało się zauważyć ciężko wypracowane mięśnie pleców.
Poczułam przypływ adrenaliny, ręce zaczęły drżeć, a oddech stał się płytszy, zupełnie jakbym przebiegła kilka kilometrów.  Musiałam się opanować, moja reakcja była niedorzeczna, to przecież normalny facet. Po prostu na niego nie patrz — pomyślałam. Zebrałam się w sobie, co chwilę mi zajęło, i podeszłam.
— Dzień dobry. Czy mogę przyjąć zamówienie? — spytałam z pełnym profesjonalizmem.
Wzrok miałam utkwiony w kartce, ale czułam na sobie jego pożądliwe spojrzenie, które paliło.
— Poproszę dwie czarne kawy. — Zapisałam powoli, bo nie panowałam nad rękoma. — I twoje towarzystwo na deser — dodał zdecydowanym, nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Moje zdziwione, wielkie oczy automatycznie powędrowały na jego twarz, uśmiechnął się przebiegle. Ołówek wysunął się z moich palców. Nieopisany magnetyzm już ciągnął mnie w jego stronę i odbierał możliwość normalnego myślenia.
— Słucham? Nie jestem dziewczyną do towarzystwa — prawie szeptałam.
— Nie twierdzę, że jesteś. Chcę po prostu napić się z tobą kawy —  spojrzał na mnie z nieokiełznaną drapieżnością, tak cholernie podniecającą.
Czułam się jak ofiara, która za chwilę zostanie schwytana, która wcale nie ma ochoty uciekać. Napięcie tworzyło się między nami za każdym razem, teraz wzrosło. Otoczyło mnie, zawładnęło moim ciałem i poprzez dreszcz, obiegający całe ciało, skumulowało się między nogami, w postaci niepokojącego pulsowania.
— To niemożliwe — powiedziałam szybko, próbując nad sobą zapanować. — Jestem w pracy.
— Właśnie masz przerwę, a poza tym, lokal jest pusty.
Jego oczy zdawały się widzieć wszystko, prześwietlać moją duszę, teraz kryło się w nich delikatne rozczarowanie, ale i determinacja.
— Nie mogę, Martin wyszedł, muszę go zastąpić — wyjaśniłam w nadziei, że odpuści.
W tym momencie do restauracji wbiegł zdyszany Martin.
— Już jest — uśmiechnął się Route z triumfem.
Biła od niego nieznana moc, która otulała mnie coraz ściślej i przejmowała kontrolę nad umysłem. Jego urok kompletnie mnie przytłaczał, przez niego gubiłam się we własnych myślach.
— Dobrze — zgodziłam się niespodziewanie, nawet dla siebie samej. — Pójdę po kawę.
— Zmieniłem zdanie, zabieram cię na spacer — zakomunikował, tak po prostu poinformował.
Moja zgoda była dla niego raczej zbędna, bo już wstał i był gotowy do opuszczenia tego miejsca. Rozum podpowiadał, aby zaprotestować, lecz wygrało… wygrało coś innego.
— Zabiorę tylko torebkę — odwróciłam się i poszłam na zaplecze.

niedziela, 1 października 2017

ROZDZIAŁ 3 część 2



Wróciłam do domu. Zostały dwie godziny do spotkania z Nickiem. Miałam randkę, powinnam się cieszyć, czuć ekscytację, podenerwowanie, jakiekolwiek emocje. Jednak jedyne co czułam, to zmęczenie i wcale nie chciało mi się nigdzie wychodzić.  Nawet niebo dostosowało się do mojego samopoczucia i spochmurniało.
— Hej! — powiedziałam, wchodząc do salonu, ze stosownym uśmiechem na ustach.
— Zmęczona? — zapytała Alex, od progu.
— Zmęczona — odpowiedziałam bez emocji. — Ale muszę się ogarnąć, jestem dziś umówiona z Nickiem.
— Pomogę ci — wstała energicznie z kanapy i zaklaskała w dłonie, pełna entuzjazmu, czerwona kokarda w białe grochy, umieszczona na jej głowie, zareagowała na zdecydowane ruchy i zafalowała. — Zrobimy cię na bóstwo.
— Problem w tym, że wcale nie chcę tam iść. Nie mam nastroju. — Usiadłam na sofie, przepełniało mnie uczucie smutku, którego nie rozumiałam.
— Amanda, Nick to naprawdę fajny facet, mogłabyś być z nim szczęśliwa, ale tylko jeśli coś do niego czujesz, cokolwiek — Alex spoważniała, z jej radości nie pozostało prawie nic, zupełnie jakby wyczuła mój nastrój.
— Wiem, że to fajny facet i może dać kobiecie szczęście — mówiłam. — Naprawdę, z całej siły, staram się coś do niego poczuć, coś więcej. Lubię go bardzo, jak przyjaciela, jak brata. Rozumiesz?
Chciałam, aby serce zaczęło współpracować z głową. Związek z Nickiem byłby dobrym rozwiązaniem, ale nie potrafiłam się do tego zmusić, niestety. Pomimo że zapewniał mi poczucie komfortu i bezpieczeństwa, rozumieliśmy się, często bez słów.
— Powiedz mu to — doradziła z powagą w głosie. — Najlepiej już dziś. Nie złam mu serca, nie pozwól, żeby zaangażował się jeszcze bardziej — mówiła, a ja zgadzałam się z nią całą sobą.
Nie zależało mi na krzywdzeniu Nicka, jedynie chciałam dać sobie odrobinę więcej czasu na obudzenie uczuć. Jednak po każdym następnym spotkaniu coraz bardziej upewniałam się, że to mogła być niesamowita przyjaźń, albo miłość braterska. Poczułam z nim więź jak z bratem.
Po raz kolejny nieudana próba zbudowania związku, który kończył się, zanim zdążył się zacząć. Widocznie takie było moje przeznaczenie, a może sama nieświadomie do tego doprowadzałam. Moje szczęście zginęło razem z Mattem.
— Wiem, on na to nie zasługuje — powiedziałam ze spuszczoną głową, przyciszonym głosem. — Posiedzisz ze mną, gdy ja będę się stroić? — zapytałam, robiąc cudzysłów palcami przy ostatnim słowie. Potrzebowałam jej towarzystwa.
— Pewnie — uśmiechnęła się smutno. — Zawsze do usług — przytuliła mnie mocno, w taki sposób jak zazwyczaj to robiła, przyciskając moją głowę do swojej szyi.
— Czy powinnam być o niego zazdrosna? — spytała Alex z udawanym smutkiem. Jak zawsze, potrafiła jednym zdaniem rozładować atmosferę.
— Ty o nikogo nie musisz być zazdrosna — dałam jej kuksańca w ramię, a na ustach mimowolnie pojawił się uśmiech. — Dobrze wiesz, że nikt nie jest w stanie ci dorównać. Kocham cię wariatko. Opowiadaj lepiej, jak układa się tobie i Jackowi? — zażądałam.
— Stara, po prostu jest bosko — nagle Alex się  rozpromieniła i rozmarzyła. — To facet mojego życia. Chce za niego wyjść, mieć z nim dzieci i zestarzeć się przy nim. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości, rozumiesz? A wiesz, jaki wcześniej odczuwałam strach przed małżeństwem. Jaki był mój stosunek do tej instytucji.
            Przyjaciółka opowiadała o swoim szczęściu i spełnieniu, o planach na przyszłość tą najbliższą i dalszą, o marzeniach i oczekiwaniach, ale do mnie nie docierały jej słowa. Melancholia pochłonęła mnie bez reszty, głowa zajęta była wspomnieniami o dawnym ukochanym, o przeznaczeniu i jego znaczeniu.
Myśli coraz śmielej kierowały się do pewnego mężczyzny, który w mojej głowie w magiczny, kompletnie niezrozumiały dla mnie sposób, łączył się z tymi myślami.
O dwudziestej usłyszałam dzwonek do drzwi. Nick, jak zawsze był punktualny. Otworzyłam i ujrzałam dwóch facetów.
— Cześć chłopaki — przywitałam się, zdziwiona. — Jack, czy Alex wie, że tu jesteś? — zapytałam i zza pleców usłyszałam pisk.
— Już tak — powiedział z wielkim uśmiechem na ustach i miłością w oczach.
Alex rzuciła mu się na szyję. Czasem zachowywali się jak nastolatki, jakby kilka dni wcześniej się poznali. Zazdrościłam im tego, miałam nadzieję, że też kiedyś doświadczę tego uczucia, jeszcze raz.
— Spotkałem Nicka i powiedział, że jesteście umówieni, postanowiliśmy zrobić wam niespodziankę — powiedział Jack wesoło.
— Zabieramy was do pubu — dodał Nick. — Co wy na to?
— Jak dla mnie bomba — wykrzyczała Alex podekscytowana, podskoczyła, klaskając w dłonie.
Takie jej, standardowe zresztą, zachowanie, w połączeniu z pokaźną kokardą na głowie, także standardową, sprawiało, że wydawała się dużo młodsza niż była w rzeczywistości.
— Świetny pomysł — dodałam z grzecznym uśmiechem, ale bez przekonania. — To idziemy?


*****


W pubie nie było dużo ludzi, w końcu to wtorek. Zajęliśmy stolik z wygodnymi kanapami dookoła i zamówiliśmy piwo. Nick opowiadał o tym, że miałam z nim pracować, co nasi przyjaciele przyjęli z entuzjazmem.
Dyskutowaliśmy o wszystkim i o niczym. Ta trójka ludzi stała się dla mnie jak rodzina. Zaczęłam się mocno niepokoić, jak Nick zareaguje na to, co miałam mu do  powiedzenia. Nie chciałam go stracić.
Po godzinie Jack stwierdził, że z Alex będą się zbierać, dadzą nam odrobinę prywatności. Jednogłośnie ustaliliśmy, że my też wychodzimy, chcieliśmy pochodzić po parku, w spokoju. To dobra okazja do rozmowy, którą musiałam z Nickiem przeprowadzić.
Czułam się mocno zestresowana, obawiając się, że już nie będzie chciał mnie znać i zerwie kontakt. Moje serce i dusza rozpadłyby się na miliony kawałków. W tak krótkim czasie zdążyłam się z nim związać emocjonalnie, zdążył mnie od siebie uzależnić. Spacerowaliśmy już od jakiegoś czasu, rozmawialiśmy na błahe, nic nieznaczące tematy, gdy zebrałam się na odwagę.
— Nick chyba nic z tego nie będzie — powiedziałam nagle drżącym głosem.
— O czym mówisz? — zapytał i zmarszczył brwi niepewnie.
— O nas — odpowiedziałam ściszonym głosem pełnym bólu. — Przepraszam cię, starałam się poczuć coś więcej, jesteś naprawdę świetnym facetem, ale…— przerwał mi nagle.
— Ale nie wystarczająco fajnym dla ciebie? — Czułam irytację i smutek w jego głosie.
— Właśnie zbyt fajnym dla mnie, bardzo cię polubiłam, ale czuje się z tobą jak… z bratem albo przyjacielem — wyznałam pewnie. — Uwielbiam spędzać z tobą czas, rozmawiać. Nie chce cię stracić, nie chce stracić z tobą kontaktu, zależy mi na tobie. Jeśli nie chcesz mnie już znać albo potrzebujesz czasu, zrozumiem.
Chwilę milczeliśmy, a mnie zaczęły nachodzić wyrzuty sumienia. Powinnam pogadać z nim wcześniej, nie robić złudnych nadziei.
— Tak naprawdę to czuję podobnie — przyznał z ulgą i spojrzał na mnie zmieszanym wzrokiem. — Jesteś piękna, inteligentna, zabawna, ale nie pasujemy do siebie, jako para. 
 Poczułam ulgę, ale jednocześnie delikatny zawód. Byłam pewna, że mu się podobałam. Odezwała się egoistka mieszkająca we mnie gdzieś głęboko, a moja próżność upadła od ciosu prosto w twarz i nie mogła się pozbierać.
— Myślę, że łączy nas coś niesamowitego. Ciągle chce przebywać w twoim towarzystwie, tak, jak z przyjaciółką. Wiesz, powygłupiać się, zrobić komuś psikusa — ciągnął, a mi spadł ciężar z serca i poczułam wielką ulgę. — A poza tym masz jakiegoś tajemniczego adoratora, który chce się tobą zaopiekować — dodał po chwili z uśmieszkiem. — Nie wiem, czy mam odwagę z nim konkurować.
— Adoratora? Skąd wiesz? To znaczy… czemu tak myślisz? — zasypałam go pytaniami, odrobinę zaciekawiona.
— Kiedy chciałem dziś zapłacić za twoje piwo, okazało się, że rachunek został już uregulowany — powiedział wesoło. — Z tego, co pamiętam to podczas imprezy, na której cię poznałem, jakiś koleś bardzo pilnował, co pijesz i ile — cwaniacki uśmieszek nie schodził mu z ust. — Wtedy mnie to wkurzało, bo to ja chciałem postawić ci drinka. Dziś zresztą też.
— Co? Może to jakiś psychol? Skąd wie, kiedy i gdzie jestem? — poczułam dyskomfort psychiczny oraz niepokój.
To z pewnością nie był Route. Przecież tego wieczora, kiedy poznałam Nicka, pana prezesa jeszcze nie znałam. Zamyśliłam się na moment.
— Ale to nie wszystko — ciągnął mój nowy przyjaciel. — Dowiedziałem się od barmana, że wypiłaś swoją dzisiejszą dawkę alkoholu i nawet gdybyś chciała więcej, to dostałabyś jedynie soczek.
— Nie, to jakiś żart prawda? — nie mogłam w to uwierzyć. Ogarnął mnie niewielki strach.
Koleś był raczej niegroźny, nawet się nie ujawnił, jednak czułam się niepewnie. Gdyby nie Nick, to nawet nie wiedziałabym o dzisiejszej dziwnej sytuacji.
— To nie żart, ale niczym się nie martw — ton głosu chłopaka stał się poważniejszy. — Jestem po to, by cię chronić. Nie pozwolę zrobić ci krzywdy.
— Przyjaciele? — wyciągnęłam do niego dłoń. Rozczulił mnie swoim zachowaniem.
— Prawdziwi — zamknął mnie w uścisku.
— Choć odprowadzę cię do domu. Ruszam na miasto, muszę znaleźć sobie nowy obiekt westchnień — powiedział z udawanym smutkiem, po czym razem wybuchliśmy śmiechem, szczerym i prawdziwym.
— Rozumiem, że nie życzysz sobie mojego towarzystwa podczas szwendania się po mieście — zażartowałam.

— Zdecydowanie nie, to będą samotne łowy — zaśmiał się głośno, co udzieliło się i mi.

piątek, 22 września 2017

ROZDZIAŁ 3 część 1


Kolejny dzień w restauracji. Pomimo że pracowałam tu od niedawna, zdążyłam zauważyć rutynę, jaka powtarzała się, każdego niemal, dnia. Na początku zmiany, bardzo spokojnie, tylko sporadycznie pojawiał się jakiś gość, wśród nich, zawsze o godzinie jedenastej, swoją obecnością zaszczycał nas pan Route. Następnie lunch i zaczynała się zabawa.
Od tej pory, praktycznie już do końca panował naprawdę duży ruch. Czasem nie mieliśmy nawet możliwości usiąść. Biegaliśmy od stolika do stolika. Miało to oczywiście swoje plusy, im więcej obsłużonych ludzi, tym większe szanse na napiwki, a na to nie mogliśmy narzekać. Lubiłam te spokojne początki dnia, mogłam nastawić się na pracę i przemyśleć wiele rzeczy.
  Od kiedy spotkałam pewnego prezesa, często zaprzątał mi głowę. Moje poukładane i zaplanowane dotąd życie, zaczęło być chaotyczne. Nawet Alex zauważyła, że byłam rozkojarzona. Zaczęła martwić się moim dziwnym zachowaniem i brakiem regularnego planu na każdy dzień.
Coraz częściej zdarzało mi się odpływać do świata myśli i fantazji. Traciłam kontakt z rzeczywistością i teraźniejszością. Nie było to spowodowane tylko poznaniem mężczyzny, choć w pokrętny sposób łączyło się z nim, ale nie bezpośrednio.
W mojej głowie regularnie, od kilku lat, powracały bolesne wspomnienia. Każdy nowo poznany facet, nie byłam pewna, czy tym razem chodziło o Nicka, czy Routa, wywoływał lawinę wspomnień i gigantyczne wyrzuty sumienia. Przeszłość zalewała mnie, a ja topiłam się w niej, samotnie.
Był piękny, słoneczny, kwietniowy dzień, przyroda budziła się do życia, jak co roku na wiosnę. Ja też powinnam zrobić coś ze swoim. Poszukać pracy w agencji, zacząć znów planować każdy dzień, może zbliżyć się do Nicka.
Dziś byliśmy umówieni. Spotykaliśmy się dość często i dobrze nam było w swoim towarzystwie, istniało między nami jakieś połączenie duchowe, albo telepatyczne, rozumieliśmy się prawie bez słów. Nawet przebiegło mi kilka razy przez myśl, że to moja bratnia dusza, choć nie byłam pewna, czy wierzyłam w tego typu rzeczy.
On był całkiem przystojny i sprawiał wrażenie zainteresowanego. Czego chcieć więcej?  Co prawda nie miałam jeszcze motyli w brzuchu, ale to przyjdzie z czasem, a przynajmniej miałam taką nadzieję.
Jednak przeszłość, którą zepchnęłam gdzieś na koniec umysłu, o której nie myślałam od dawna, powoli powracała i niszczyła nadzieję.
Pomimo swoich dwudziestu czterech lat, tylko raz byłam w prawdziwym związku, zakochana do szaleństwa. Matt, mój chłopak, też mnie kochał, okazywał mi to każdego dnia. Trzy wspólne lata, to jedyne szczęście, jakie mnie spotkało. Choć do najlepszych, mogłam zaliczyć jeszcze cztery pierwsze lata życia, spędzone z tatą, ale tego okresu prawie nie pamiętałam.
            Matt był wyjątkowy, dla mnie idealny. Myślałam, że będziemy razem do końca życia. I tak było. Pewnego dnia wraz z rodzicami wracał od dziadków, z rodzinnego obiadu, na który nie mogłam pojechać, bo rozchorowałam się i gorączka mi to uniemożliwiła. Podczas powrotu uderzyli w drzewo. Jedyne, samotne drzewo, stojące przy ulicy.
 Tylko on zginął, rodzice wyszli cało, zaledwie z lekkimi obtarciami. Kilka miesięcy później dowiedziałam się, że ojciec, który prowadził samochód, był pod wpływem alkoholu. Nie wybaczyłam mu tego do dziś. Nie mogłam się z tym pogodzić.
Po tym wydarzeniu przeszłam załamanie nerwowe, ciężką depresję. Ból po stracie był tak ogromny, że nie radziłam sobie z nim, nawet nie usiłowałam tego robić. Też chciałam umrzeć. Wydawało mi się, że już nigdy się nie uśmiechnę, że nigdy nie będę szczęśliwa. 
On był jedyną bliską mi osobą, moją ostoją. Był całym moim światem, dla niektórych to takie banalne, ale ja czułam to całą sobą, każdą komórką ciała. Ten ból rozrywał mnie od środka i uniemożliwiał nawet względnie normalne funkcjonowanie.
Przez wypadek i skutki, jakie po nim nastąpiły, przez ponad rok siedziałam zamknięta w domu i nieustannie płakałam, straciłam kontakt ze wszystkimi znajomymi, wydawało mi się, że nikogo nie potrzebowałam. Nawet nie rozpoczęłam studiów, zapomniałam o nich, pogrążona w samotności i smutku, ogromnym smutku oraz żalu do świata.
Z matką i jej nową rodziną nigdy nie łączyło mnie zbyt wiele. Zawsze stałam z boku, odtrącona. To Matt dawał mi poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Przysięgłam sobie, że już nigdy się nie zakocham. Jeśli jeszcze raz miałabym przechodzić przez utratę kogoś bliskiego, po prostu nie przeżyłabym tego, nie byłabym w stanie drugi raz się pozbierać. Nawet jeśli ta osoba zwyczajnie by odeszła, nie zginęła, dla mnie to byłaby taka sama strata.
Matka nawet nie próbowała mi pomóc, pozostawiając wszystko własnemu biegowi. Paradoksalnie to ona sprawiła, że zaczęłam myśleć ponownie o studiach. To jej trudne słowa, brak serca i empatii doprowadziły do myśli, że musiałam się stamtąd wyrwać, a jedyny sposób, jak mi się wydawało, to studia.
Z biegiem miesięcy i lat próbowałam kilka razy się z kimś związać, ale bezskutecznie. Ciągle prześladowało mnie poczucie, że zdradzałam miłość swojego życia. Poza tym, albo przede wszystkim, powstrzymywał mnie ogromny, nieopisany, paraliżujący wręcz strach przed ewentualną stratą.
            Nagle z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi restauracji. Dziś, podobnie jak co dzień, pojawił się ten niesamowicie seksowny mężczyzna. Zawsze siadał przy „tamtym” stoliku i zawsze, za moją namową, obsługiwał go Martin.
Właśnie  rozpoczynałam przerwę. Zrobiłam kawę i chciałam udać się na zaplecze, kiedy w drzwiach zjawił się Nicka. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy do mnie podchodził.
— Cześć księżniczko — powiedział zadziornie, jego entuzjazm zawsze mi się udzielał. — Chciałem ci zrobić niespodziankę.
— Hej przystojniaku — odpowiedziałam, a na mojej twarzy rozkwitł szeroki uśmiech. — Właśnie mam przerwę. Napijesz się kawę?
— Pewnie, z tobą zawsze — puścił mi oczko.
            To niesamowite, jak szybko działała na mnie obecność tego faceta. Jeden jego uśmiech, jedno zdanie sprawiało, że zapominałam o wszystkich smutkach. Wiedziałam jednak, że to tylko tymczasowa ulga. 
          Przygotowałam Kawę dla Nicka i usiedliśmy przy jednym ze stolików. Jego obecność poprawiała mi humor.
— Mam dla ciebie dobrą informację — w jego oczach zobaczyłam radość. — Wspomniałaś kiedyś, że szukasz pracy. Nadal to robisz?
— Tak. W weekend się tym zajmę.
— Mój ojciec poszukuje osoby, która pomogłaby nam w reklamie. Ogólnie zajmie się wizerunkiem firmy. Pomyślałem, że mógłbym cię polecić — spojrzeliśmy sobie w oczy, ja w jego dostrzegłam, poza wiecznym optymizmem, niepewność. — Wiem, że chciałabyś zajmować się wieloma markami, ale to chyba całkiem dobry start.
— Naprawdę!? — krzyknęłam zaskoczona. — To niesamowite, pewnie, że bym chciała — pełna entuzjazmu, rzuciłam się przez niewielki stolik i przytuliłam człowieka, który przybył na ratunek mojej egzystencji.  
Poczułam się szczęśliwa. Rozpierała mnie prawdziwa radość. Nick dał mi nadzieję na spełnienie marzenia i na zmianę w życiu, której pragnęłam.
Coś jednak burzyło moje zadowolenie, miałam wrażenie, że okrywa mnie niewidzialny, przytłaczający ciężar. Moje oczy, jakby przyciągane magnesem, poza moją kontrolą, powędrowały do  innego stolika i napotkały intensywne spojrzenie czekoladowych otchłani.
Mimo iż siedział w pewnej odległości, widziałam, że jego oczy zdawały się być rozsadzane od środka przez złość i rozczarowanie. Nieprzerwanie na mnie patrzył, czułam, że płonę od jego niebezpiecznego wzroku. Mężczyzna wydał mi się spięty. Wstał i z zaciśniętymi pięściami opuścił lokal.
Cholera wyglądał z tyłu równie dobrze, jak z przodu. Gdybym miała nadal widywać go tak często, byłabym zmuszona, na wszelki wypadek, nosić wkładki higieniczne.
— Możesz przyjść na rozmowę w czwartek? — zapytał Nick, brutalnie ściągając moje myśli do rzeczywistości.
— Oczywiście — starałam się nadal brzmieć radośnie, wesoło, co było trudne, bo mój umysł wyruszył już w podróż za mężczyzną, opuszczającym restaurację.
— Jak już zaczniesz pracę, będziemy częściej się widywać.
Nastąpiła delikatna zmiana jego nastroju, a do oczu zakradła się powaga. Czy wyczuł moją zmianę? Czy to tylko dziwny zbieg okoliczności?
— JEŚLI zacznę pracę dla twojego ojca — odpowiedziałam, podkreślając pierwsze słowo.
— Już ja tego dopilnuje — przykrył moją dłoń, swoją. — Nie przepuszczę takiej okazji.  
Z moich ust zniknęły resztki uśmiechu. Patrzył na mnie, powstało między nami napięcie. Coś się zmieniło. Wesoła, radosna atmosfera zniknęła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zrobiło się niezręcznie a melancholia otoczyła nas szczelnie. Nie wiedziałam tylko, czy Nick odczuwał to tak samo mocno, jak ja?
— Muszę wracać do pracy — rzekłam poważna.
— Dobrze. Do zobaczenia wieczorem księżniczko — dodał ze smutnym, wymuszonym uśmiechem na ustach. To nie była dobra wróżba na wieczór.