piątek, 6 października 2017

ROZDZIAŁ 4 część 2


Szliśmy alejką parku, niemal pustego o tej godzinie. Ja i pan Route. W moich oczach to dziwny obrazek, niczym abstrakcja. On zwyczajnie nie pasował do tego typu rozrywek, jak puzzel od innej układanki.
Minęliśmy tylko kilka matek z wózkami. Słońce dość mocno świeciło, co powodowało przyjemne ciepło, nie gorąco. Nic nie mówiliśmy, a dookoła nas krzyczała krępująca cisza. Starałam się zrelaksować, oddychając głębiej niż zazwyczaj, choć jego osoba skutecznie to uniemożliwiała.
Czułam, jak spogląda na mnie co chwilę, byłam onieśmielona i zakłopotana, jednocześnie przepełniała mnie euforia i przedziwna radość, jakiś rodzaj satysfakcji. Dziwna mieszanka odczuć, zaprowadzająca jeszcze większy mętlik w mojej głowie.
Postanowiłam skupić się na przyrodzie, podziwiałam ją. Uwielbiałam obserwować, jak wszystko budziło się do życia. Jasnozielone listki, nowe, dopiero co wypuszczone z drzew, śpiew ptaków, pąki na drzewach, to mnie napawało optymizmem i dawało nadzieję, że można wszystko rozpocząć jeszcze raz, od nowa. Tak jak robiła to natura co roku. Niesamowita magia przyrody. Zatopiłam się w myślach bez reszty, co było ulgą w tej sytuacji.
Jakie to dziwne. Gdy nie było Routa w pobliżu, miałam ochotę porzucić wszystko i jechać tam, gdzie aktualnie przebywał tylko po to, żeby zobaczyć go. Kiedy natomiast był obok, ulgę przynosiła mi ucieczka do świata myśli.
— Opowiedz mi coś o sobie. — Nagle mężczyzna przerwał ciszę.
— Wiosna to moja ulubiona pora roku, wszystko jest nowe, delikatne i kruche — kontynuowałam swoje myśli, tyle że tym razem na głos.
— Co jeszcze lubisz?
— Kocham kawę, jestem od niej uzależniona — odpowiedziałam, nie patrząc na niego, nadal przyglądając się otoczeniu. Wybrałam, jak mi się wydawało, bezpieczną odpowiedź.
— To ciekawe. W dwóch zdaniach opisałaś siebie — powiedział.
— Nie rozumiem — spojrzałam na niego zdziwiona, ze ściągniętymi brwiami.
— Wydaje mi się, że jesteś dokładnie taka, jak przed chwilą powiedziałaś. Zdajesz się być delikatna i krucha, jak przyroda wiosną, a jednocześnie mocna i zdecydowana, jak kawa — wyjaśnił w ten swój pokrętny, w jakimś stopniu romantyczny sposób.
— Jesteś pełna sprzeczności, Amando, skomplikowana — położył rękę na moim policzku, a ja wtuliłam się w nią, bezwiednie przymykając oczy.
Poczułam iskierkę ciepła gdzieś wewnątrz mnie. Serce zaczęło przyśpieszać rytm. Ta spokojna, romantyczna wersja mężczyzny, działała kojąco, niebezpiecznie usypiając zdrowy rozsądek.
            — To chyba dlatego tak mnie intrygujesz, nie potrafię cię rozgryźć  — ciągnął swój monolog, wyglądając na zamyślonego.
W spojrzeniu Jackoba zobaczyłam prawdziwą ciekawość, jednak gdzieś w jego głębi budziła się drapieżność. Błysk w jego oczach mi wystarczył. Zabrał rękę, a ja miałam ochotę krzyczeć, żeby tego nie robił, że chciałam więcej. Chciałam, aby mnie przytulił, pocałował. Chciałam, aby rozładował napięcie, które skumulowało się między nogami. Chociażby w samym środku parku.
— Czemu to robisz? Przychodzisz codziennie do restauracji? — spytałam pełna nadziei.
— Już ci mówiłem — rzekł. — Zawsze dostaję to, czego chcę. A ty jesteś moją obsesją. Zapamiętaj! Ja nigdy nie rezygnuję — powiedział tonem pełnym harmonii, który działał terapeutycznie.
            Dreszcz przebiegł moje ciało. Jego apodyktyczny ton odbijał się echem w głowie, a wibracje niskiego głosu wwiercały się w kości.
— Traktujesz mnie jak kolejną zdobycz —  w moim głosie dało się wyczuć niepokój pomieszany z podnieceniem. —  To nie w porządku — zaczęłam iść dalej.
— To nie tak. Byłabyś moją pierwszą „zdobyczą”. Zawsze kobiety kręcą się wkoło mnie, gotowe na wszystko. Same przychodzą. Nie muszę zdobywać, ja tylko wybieram.  Z tobą jest odwrotnie — rzekł miękko. — To ja walczę o twoją uwagę — kontynuował monolog, a ja słuchałam zahipnotyzowana, starając się nie otwierać ust za szeroko, ze zdziwienia. — Nie masz pojęcia, jakie to dla mnie dziwne i podniecające. Nigdy wcześniej nie musiałem tego robić.
— Powinniśmy wracać — rzuciłam, nie wiedząc jak skomentować te słowa.
            Staliśmy i patrzyliśmy na siebie, w ciszy. Nawet nie zauważyłam, jak długo to trwało, bo utopiłam się w myślach. Nie zauważyłam, nawet kiedy owa cisza stała się niezręczna.
Ogromna pewność siebie denerwowała mnie i rozpalała jednocześnie. Znów poczułam nieopisany magnetyzm, który nie pozwalał mi oddalać się na długo. Sama nie wiedziałam, co czułam. Zauroczenie to chyba dobre określenie tej burzy, jaką we mnie wzbudzał. Zrobił na mnie wrażenie, spod którego nie mogłam się wydostać, chyba nawet nie chciałam tego robić.
Byłam w pewnym sensie dumna, że zwrócił na mnie uwagę taki mężczyzna, poczułam się wyróżniona. Moja samoocena urosła odrobinę, dzięki niemu, a ego zostało przyjemnie połechtane.
Problem w tym, że  jemu chodziło o seks, a ja potrzebowałam prawdziwego związku, być może nawet miłości. W tym przypadku to mogło zniszczyć moje serce już na zawsze. Nie mogłam pozwolić sobie, aby mu ulec, to zbyt niebezpieczne. Pociągał mnie do granic możliwości, a to niedorzeczne, ale słodko kuszące.
— Opowiedz mi coś o sobie — przerwałam niezręczną ciszę.
— Nazywam się Jackob Nataniel Route — przerwał, jakby zastanawiał się, co może zdradzić. — Jestem uparty i dobrze zorganizowany, dzięki czemu udało mi się dojść do wszystkiego samemu. Jestem perfekcjonistą i bezdusznym samotnikiem. Nie lubię, gdy ktoś mi odmawia — spojrzał na mnie wymownie, dając do zrozumienia, że to wszystkie informacje, na jakie mogłam aktualnie liczyć.
— To chyba źle trafiłeś, bo ja z reguły odmawiam — powiedziałam z nieśmiałym uśmiechem, patrząc mu pewnie w oczy. —  Czemu uważasz się za bezdusznego?
— Nie mam skrupułów.
Uderzył mnie chłód jego słów, a ciało przeszły ciarki, nie tak przyjemne, jak do tej pory w jego towarzystwie.
— Masz cholernie trudny charakter — rzuciłam i poczułam jego zdziwiony, zaciekawiony wzrok na sobie. — Pech chciał, że lubię wyzwania — dokończyłam, nieprzerwanie patrząc mu głęboko w oczy.
            Nagle poczułam zdecydowane dłonie na biodrach. Przyciągnął mnie do siebie pewnym ruchem i jego usta znienacka, nagle, wylądowały na moich. To było tak niespodziewane, nie dał mi szans na jakąkolwiek reakcję. Byłam osaczona przez jego zapach, dotyk, przez pożądanie. Poczułam nieznaną mi dotąd energię, która otulała zmysły i powoli przejmowała całe ciało. 
Zaskoczona, westchnęłam pod wpływem chwili i cichutko w jego usta, odpłynęłam do krainy przyjemności. Mój mózg został sparaliżowany, a ja dałam się ponieść. Odwzajemniłam pocałunek i pogłębiłam go, zaskakując samą siebie. Moje ręce powędrowały na jego włosy, tak miękkie, proszące o delikatne ciąganie. Zatraciłam się, po prostu odczuwałam.
Nagle oderwałam usta zupełnie oniemiała. Cała sytuacja wydawała się być nierzeczywista. Na brzuchu poczułam dowód tego, co kryło spojrzenie. Jego czekoladowe, wpatrzone we mnie oczy, zdawały się być rozsadzane od środka przez pożądanie, nieokiełznaną żądzę, drapieżność tak cholernie podniecające. Ciągnęło mnie do wszystkiego, co sobą reprezentował. Miałam ochotę zatracić się w nim cała, ulec i sprawdzić, co z tego wyniknie. Uśmiechnął się prowokacyjnie.
— Znów to robisz. Wysyłasz sprzeczne sygnały. Widzę, jak na ciebie działam, jak drżysz, jestem pewien, że chcesz tego samego co ja. Wiem, że teraz jesteś wilgotna i gotowa na mnie… ale odsuwasz się. Tego nie rozumiem. Daj się ponieść, Amando — niemal wyszeptał prosto w moje usta. — Nie dręcz mnie, proszę.
— Nie bawię się w jednorazowe przygody ani w przyjaźnie z bonusem. Rozumiesz? — patrzyłam mu w oczy, starając się zachować pewność siebie, która przy nim rosła i ulatywała naprzemiennie.
— Właśnie nic nie rozumiem, Wytłumacz mi! — w jego głosie pojawiła się odrobina irytacji i zniecierpliwienia.
— W takich relacjach zawsze jedna strona angażuje się zbyt mocno, wtedy wszystko upada — zakomunikowałam trochę zbyt głośno, niesiona skrajnymi emocjami. Tak bardzo chciałam mu ulec, jednocześnie czując przed tym strach. — A ja nie chce cierpieć, ani komplikować sobie życia.
— Póki co komplikujesz tylko moje życie — na jego ustach pojawił się niewielki, ironiczny uśmiech.
— Mamy inne priorytety. Mocno się różnimy.
— Czemu jesteś taka nieprzystępna? Ktoś cię zranił? — zapytał, lecz nie odpowiedziałam. 
— Pozwól mi się tobą zaopiekować — powiedział z powagą na twarzy, wydawał się szczery.
— Nie musisz się mną opiekować. Jestem dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać — rzekłam, choć moja dusza krzyczała, abym mu na to pozwoliła.
            Chciałam odejść jak najszybciej, uciec przed pokusą. Prędko się odwróciłam, wtedy poczułam jego rękę na ramieniu, która usiłowała mnie zatrzymać. Sekundę później moja noga wylądowała w kałuży. Właśnie odnalazłam jedyną w całym mieście pozostałość po wczorajszym deszczu.
— Kurwa! — krzyknęłam.
Tak szybko, jak chwilę wcześniej moja twarz straciła kolor, tak szybko teraz spłonęła rumieńcem. W równym stopniu z zawstydzenia i ze złości. Znów się przy nim zbłaźniłam.
— Próbowałem cię ratować. — Widziałam, jak walczy ze sobą, aby się nie roześmiać, choć powstrzymywany uśmieszek i tak zawitał na jego twarzy. — Ale nie zdążyłem.  
— Dzięki — wybuchłam niepohamowanym śmiechem, pomimo wstydu.
— Sama widzisz, potrzebujesz mojej opieki.

1 komentarz:

  1. Nie ma to jak z opisu spaceru zrobić pół rozdziału... (tak, dogryzam ci, bo myślę, że stać cię na więcej, na coś ponad suchy opis drogi i rozmowy, która ma miejsce niemal w każdym książkowym romansie).
    Za bardzo nie ma co skomentować. Ona niezdara, on... w nim jakby się kłóciła wyższość, wyniosłość i udawana klasa z tym gówniarskim zachowaniem, słabymi dogryzaniami i dziecinadą. Zaczynam się zastanawiać, która jego twarz jest prawdziwa i stawiam na tą dzieciuchową. Nie zdziwię się, gdy potem się okaże, że teraz nagadał jej głupot, a w rzeczywistości, to wszystko co ma, to nie jego zdobycze, a zdobycze ojca lub dziadka.

    OdpowiedzUsuń