— Ben! My wychodzimy! —
krzyknęłam do szefa, stojąc już w drzwiach restauracji.
— Dobra, ja też niedługo uciekam —
odpowiedział. — Zamknijcie drzwi.
Wyszłam z restauracji razem z
Martinem. To był długi, męczący dzień. Od lunchu do zamknięcia mieliśmy
prawdziwy kocioł. Jakaś inwazja, zjawiło się mnóstwo gości i biegaliśmy jak
poparzeni, ledwo wyrabiając się ze zbieraniem i roznoszeniem zamówień. Nie
udało mi się nawet znaleźć chwili, aby wyskoczyć do toalety.
— Daleko mieszkasz? Mogę cię
podwieźć — zaproponował Martin.
— Nie dzięki — uśmiechnęłam się.
— Pójdę na piechotę. Mam do domu kilka minut.
— To może cię odprowadzę? —
zapytał.
— Dzięki, ale chce pobyć sama —
odpowiedziałam. — Mam kilka spraw do przemyślenia.
— Chodzi o tego kretyna, co
przyłazi codziennie? — ściągnął brwi i spojrzał na mnie ze złością. — Nie lubię
go, ma zły wpływ na ciebie.
— Skąd możesz to wiedzieć? —
odrzekłam poirytowana, starając się zachować resztki spokoju.
Jeszcze nie do końca zeszły ze
mnie nerwy spowodowane sprzeczką z jednym pijanym klientem, który przez cały
wieczór był gburowaty i traktował mnie z góry, wmawiając, że od tego jestem,
żeby usługiwać takim „Panom” jak on.
Cierpliwie, z kamienną twarzą,
choć doprowadzona wewnętrznie do wrzenia, wysłuchałam wywodu na temat tego, kto
jest lepszego sortu i ma większe prawa,
bo ciężką pracą pokonali, takich jak ja, życiowych nieudaczników, po czym
próbował zapłacić zablokowaną kartą. Wtedy nie wytrzymałam, nerwy mi puściły i
z moich, wykrzywionych w grymasie mściwego uśmiechu ust, wypłynął swobodnie
jakiś złośliwy, przynoszący mi ulgę i satysfakcję tekst o parobkach prawdziwych
ludzi sukcesu, którym wydawało się, że mogą wszystko, podczas gdy mogli mniej
od nieudaczników kelnerów, których przynajmniej stać na posiłek w restauracji. Przez
zmęczenie łatwo popadałam w złość i pozwalałam wyprowadzić się z równowagi.
— Widzę, jak się przy nim
zachowujesz — przywołał Martin moje myśli do teraźniejszości. Zrobił krok w
moją stronę. — Traktuje cię jak swoją ofiarę, a ty mu na to pozwalasz.
— Wybacz, ale to nie twoja
sprawa — w moim głosie wzbierała złość, którą bardzo starałam się pohamować. —
Lepiej odpuść.
— On nie jest dla ciebie
odpowiedni — zrobił kolejny krok w moją stronę.
Nigdy nie rozmawiałam z
Martinem na prywatne tematy, choć były ku temu okazje, i pomimo że często
spędzaliśmy czas razem w oczekiwaniu na klientów, to skąd mógł to wiedzieć? Poczułam
się przytłoczona i zdezorientowana. Stał
zdecydowanie za blisko, dzieliło nas jedynie kilkanaście centymetrów. Bardzo
wyraźnie docierał do mnie zbyt mocny, jednak zapadający w pamięć zapach jego
perfum. Wiedziałam, że powinnam odejść, jeśli nie chciałam dopuścić do
niezręcznej, niekomfortowej dla nas obojga sytuacji.
— Muszę już iść, przyjaciółka
na mnie czeka z kolacją — skłamałam szybko, bez mrugnięcia okiem. — Do
zobaczenia w piątek.
— Ok, przepraszam — spuścił
głowę ze skruchą, choć miałam wrażenie, że udawaną to zrobiło mi się go
odrobinę żal. — Nie powinienem się wtrącać. Do zobaczenia — powiedział i szybko
skierował się w stronę samochodu.
Wracałam do
domu. Przez późną porę minęłam tylko kilka osób spacerujących z psami albo
biegających. Byłam zmęczona, chciałam przewietrzyć umysł i przestać myśleć,
odprężyć się i zrelaksować. Aby zająć czymś głowę i nie myśleć o sprawach, o
których ostatnio myślałam zdecydowanie zbyt często, w każdą wolną chwilę,
ułożyłam w głowie plan na wieczór. Dokładny, co do minuty. Taki jaki kiedyś
robiłam na całe dnie. Alex zapewne została u Jacka, więc jej nie uwzględniłam.
1. Przygotowanie
kolacji i zjedzenie — godzina (makaron z sosem serowym).
2. Posprzątanie
po kolacji — piętnaście minut.
3. Prysznic
plus podstawowy zastaw wieczorny — pół godziny.
4. Czytanie
książki w łóżku — czterdzieści pięć minut.
Wszystko razem dwie i pół
godziny. Było już późno, dłuższego planu nie potrzebowałam. Nic więcej
poza ustalonymi punktami, co skutkowało brakiem czasu na myśli i zadręczanie
się.
Tylko wilgotny jeszcze but nie dawał
zapomnieć. Przypominał o zmysłowym, doskonałym pocałunku, dokładnie takim, jaki
wcześniej rozgrywał się w mojej głowie dziesiątki razy, na który czekałam od
pierwszego spotkania z Jackobem. O spacerze, który był zaskakująco romantyczny
i do bólu schematyczny, ale paradoksalnie, w wykonaniu tego mężczyzny,
zadziwiający.
A może tylko takie były moje
odczucia. Wyidealizowałam sobie tego mężczyznę i wszystko, co robił, zdawało mi
się fajniejsze, niż było w rzeczywistości. Dzisiejsze spotkanie zdecydowanie
zaostrzyło mój apetyt. Dowiedziałam się, że nie potrafię się oprzeć pokusie.
Już nie byłam nawet pewna, czy chcę się jej opierać.
Tak niewiele potrzebowałam, aby
ktoś zawrócił mi w głowie. Dotychczas skutecznie się przed tym broniłam, teraz
jednak moja bariera ochronna przed mężczyznami zdawała się osłabiać, przenikało
przez nią coś, co wcześniej tylko się ocierało, ścierając na pył. Pozwoliłam się opętać.
Weszłam do
mieszkania pogrążona we wspomnieniach i marzeniach. Poczułam cudowny zapach
sosu serowego. Przez wielu znienawidzonego, przeze mnie lubiany. Spojrzałam w kierunku
kuchni i zobaczyłam wściekle pomarańczową kokardę, krzątającą się między
blatami, Alex.
— Cześć — powiedziałam, a na
usta automatycznie wkradł się szeroki uśmiech. — Nie spodziewałam się ciebie tu
dzisiaj.
Cały mój
plan legł w gruzach w minutę. Ucieszyłam się, widząc ją. To niesamowita
dziewczyna i w dodatku potrafiła czytać w moich myślach, sądząc po zapachu,
przygotowała zaplanowaną przeze mnie kolację.
— Hej! — podbiegła do mnie i
uścisnęła. — Powiedziałam Jackowi, że dziś mamy baaabski wieeeczór — jej biodra
falowały w rytm melodyjnych słów, a ręce zatańczyły, do tylko nam znanej, melodii.
— Zdajesz sobie sprawę, że
zrujnowałaś mój misternie ułożony plan na wieczór? — zapytałam z udawaną
złością.
— Pewnie — uśmiechnęła się
radośnie. — Nie ma za co — dodała i cmoknęła mnie w policzek.
— Mój plan przewidywał makaron
z sosem serowym. — Tym razem ja ją cmoknęłam w policzek radośnie. — Dziękuję.
Czasem myślę, że jesteś czarownicą.
— Czarodziejką, jak już —
zamrugała uroczo, szybko powiekami. — Chodź. Idziemy jeść.
Spokojnie
zjadłyśmy kolację w ciszy, bez zbędnych rozmów, jakby każda z nas układała plan,
czym chciałaby się podzielić z przyjaciółką. Ponieważ Alex gotowała, ja
postanowiłam posprzątać po posiłku. Kiedy skończyłam, sięgnęłam po miskę na
chipsy i kieliszki na wino. Moja przyjaciółka zabrała wypełniacze do naczyń,
które niosłam i przeszłyśmy do salonu, gdzie było zdecydowanie wygodniej.
Włączyłam cichą muzykę.
— Mam Ci tyle do opowiadania —
rzuciłam, zmierzając w stronę kanapy. — Ale ty pierwsza, opowiadaj.
— Jack zaprosił mnie na wspólny
wyjazd — zaczęła. Starała się być spokojna, ale już wyczuwałam wzbierającą w
niej euforię. — Nie chce zdradzić, gdzie mnie zabiera. Mówi, że to
niespodzianka – nie mogła usiedzieć spokojnie w miejscu.
— Wspólny wyjazd? Niespodzianka?
Chyba mam pewne podejrzenia. — Jej entuzjazm zaczynał mi się udzielać, a nawet
poczułam muśnięcie wzruszenia, kiedy dotarło do mnie, jakie zamiary miał Jack.
— A zdradził cokolwiek?
— Tylko termin, żebym mogła się
przygotować. — Oczy Alex błyszczały za każdym razem, kiedy mówiła o swoim
facecie. — Wyjeżdżamy w piątek — pisnęła radośnie.
— Już w piątek? Tak szybko? —
zapytałam zaskoczona. — Kiedy wracacie?
— Lecimy tylko na weekend, ale
i tak niesamowicie się cieszę. — Jej oczy potwierdzały to, co mówiła.
— Ciekawe co planuje? I gdzie
mnie zabiera? — biło od niej szczęście z taką siłą, że dotarło do mnie i
zaczęło unosić się w powietrzu, poczułam to samo. — To takie romantyczne. Mam
najlepszego faceta pod słońcem. Jak ja się mu odwdzięczę? Muszę wymyślić coś
specjalnego. Może lot balonem. Myślisz, że mu się spodoba? — zasypała mnie
słowotokiem, za którym ledwo nadążałam.
— Zgodzisz się po prostu —
powiedziałam radośnie, unosząc delikatnie ramiona
— Może skok ze spad… Co? —
dotarło do niej nagle, co powiedziałam.
— Już się zgodziłam z nim lecieć.
Czy ty mnie słuchasz? — wyglądała na zbitą z tropu i zdezorientowaną.
— Oczywiście, że słucham i
nawet staram się nadążać z rozumieniem — postanowiłam nie uświadamiać jej, po
co Jack zabierał ją na romantyczną wycieczkę.
Niech to będzie niespodzianka — pomyślałam.
Byłam przekonana, że taki właśnie był plan Jacka, zachować wszystko w
tajemnicy. Z pewnością przygotował coś wyjątkowego na tę okoliczność i planował
to od dawna.
— Rozmawiałam dziś z ojcem. —
zmieniła temat i trochę się uspokoiła albo spoważniała. — Zaproponował, żebym
od przyszłego tygodnia zaczęła przejmować jego obowiązki w studiu.
— To świetnie. Gratuluje! —
przytuliłam ją mocno podekscytowana.
— Od zawsze na to czekałam —
powiedziała z dumą jednocześnie trochę przygaszona. — To było moje marzenie.
— Wiem kochanie, dlatego
strasznie się cieszę. Jesteś świetną panią fotograf. Dasz sobie radę. — Byłam
przekonana, że nadawała się do tego, jak mało kto nie dlatego, że to moja
przyjaciółka, ona naprawdę miała do tego dryg.
— Boję się trochę. Prowadzenie
Studia fotograficznego to nie pstrykanie zdjęć. To o wiele więcej obowiązków —
spoważniała jeszcze bardziej a ja wyczułam strach od niej bijący.
— Jeśli będziesz potrzebowała
pomocy, to masz mnie i Jacka — starałam się ją uspokoić — Zawsze możesz
poprosić nas o pomoc.
— Jesteś najlepszą przyjaciółką
na świecie — powiedziała. Dokładnie widziałam w jej oczach, że nie pozbyła się
obaw, ale postanowiła zmienić temat. – A teraz opowiadaj, co takiego się
wydarzyło, że cię nie poznaję ostatnio?
— Poznałam kogoś — rzekłam
bezpośrednio, bez owijania w bawełnę. Jej oczy zrobiły się wielkie ze
zdziwienia.
Opowiedziałam wszystko, co
się wydarzyło od rozmowy kwalifikacyjnej. O moich obawach i obsesji na punkcie
Jackoba. No i o wszystkich wpadkach, które rozbawiły Alex prawie do łez.
Straciłyśmy kompletnie poczucie czasu. Nadrabianie zaległych tematów pogrążyło
nas bez reszty. W łóżku wylądowałam dopiero około trzeciej w nocy.