Szliśmy alejką parku, niemal
pustego o tej godzinie. Ja i pan Route. W moich oczach to dziwny obrazek,
niczym abstrakcja. On zwyczajnie nie pasował do tego typu rozrywek, jak puzzel
od innej układanki.
Minęliśmy tylko kilka matek z
wózkami. Słońce dość mocno świeciło, co powodowało przyjemne ciepło, nie
gorąco. Nic nie mówiliśmy, a dookoła nas krzyczała krępująca cisza. Starałam
się zrelaksować, oddychając głębiej niż zazwyczaj, choć jego osoba skutecznie
to uniemożliwiała.
Czułam, jak spogląda na mnie co
chwilę, byłam onieśmielona i zakłopotana, jednocześnie przepełniała mnie
euforia i przedziwna radość, jakiś rodzaj satysfakcji. Dziwna mieszanka odczuć,
zaprowadzająca jeszcze większy mętlik w mojej głowie.
Postanowiłam skupić się na
przyrodzie, podziwiałam ją. Uwielbiałam obserwować, jak wszystko budziło się do
życia. Jasnozielone listki, nowe, dopiero co wypuszczone z drzew, śpiew ptaków,
pąki na drzewach, to mnie napawało optymizmem i dawało nadzieję, że można
wszystko rozpocząć jeszcze raz, od nowa. Tak jak robiła to natura co roku.
Niesamowita magia przyrody. Zatopiłam się w myślach bez reszty, co było ulgą w
tej sytuacji.
Jakie to dziwne. Gdy nie było
Routa w pobliżu, miałam ochotę porzucić wszystko i jechać tam, gdzie aktualnie
przebywał tylko po to, żeby zobaczyć go. Kiedy natomiast był obok, ulgę
przynosiła mi ucieczka do świata myśli.
— Opowiedz mi coś o sobie. —
Nagle mężczyzna przerwał ciszę.
— Wiosna to moja ulubiona pora
roku, wszystko jest nowe, delikatne i kruche — kontynuowałam swoje myśli, tyle
że tym razem na głos.
— Co jeszcze lubisz?
— Kocham kawę, jestem od niej
uzależniona — odpowiedziałam, nie patrząc na niego, nadal przyglądając się
otoczeniu. Wybrałam, jak mi się wydawało, bezpieczną odpowiedź.
— To ciekawe. W dwóch zdaniach
opisałaś siebie — powiedział.
— Nie rozumiem — spojrzałam na
niego zdziwiona, ze ściągniętymi brwiami.
— Wydaje mi się, że jesteś
dokładnie taka, jak przed chwilą powiedziałaś. Zdajesz się być delikatna i
krucha, jak przyroda wiosną, a jednocześnie mocna i zdecydowana, jak kawa —
wyjaśnił w ten swój pokrętny, w jakimś stopniu romantyczny sposób.
— Jesteś pełna sprzeczności,
Amando, skomplikowana — położył rękę na moim policzku, a ja wtuliłam się w nią,
bezwiednie przymykając oczy.
Poczułam iskierkę ciepła gdzieś
wewnątrz mnie. Serce zaczęło przyśpieszać rytm. Ta spokojna, romantyczna wersja
mężczyzny, działała kojąco, niebezpiecznie usypiając zdrowy rozsądek.
— To chyba dlatego tak mnie
intrygujesz, nie potrafię cię rozgryźć —
ciągnął swój monolog, wyglądając na zamyślonego.
W spojrzeniu Jackoba zobaczyłam prawdziwą ciekawość, jednak gdzieś w jego głębi budziła się
drapieżność. Błysk w jego oczach mi wystarczył. Zabrał rękę, a ja miałam ochotę
krzyczeć, żeby tego nie robił, że chciałam więcej. Chciałam, aby mnie przytulił,
pocałował. Chciałam, aby rozładował napięcie, które skumulowało się między nogami.
Chociażby w samym środku parku.
— Czemu to robisz? Przychodzisz
codziennie do restauracji? — spytałam pełna nadziei.
— Już ci mówiłem — rzekł. —
Zawsze dostaję to, czego chcę. A ty jesteś moją obsesją. Zapamiętaj! Ja nigdy
nie rezygnuję — powiedział tonem pełnym harmonii, który działał terapeutycznie.
Dreszcz
przebiegł moje ciało. Jego apodyktyczny ton odbijał się echem w głowie, a
wibracje niskiego głosu wwiercały się w kości.
— Traktujesz mnie jak kolejną
zdobycz — w moim głosie dało się wyczuć
niepokój pomieszany z podnieceniem. — To
nie w porządku — zaczęłam iść dalej.
— To nie tak. Byłabyś moją
pierwszą „zdobyczą”. Zawsze kobiety kręcą się wkoło mnie, gotowe na wszystko. Same
przychodzą. Nie muszę zdobywać, ja tylko wybieram. Z tobą jest odwrotnie — rzekł miękko. — To
ja walczę o twoją uwagę — kontynuował monolog, a ja słuchałam zahipnotyzowana,
starając się nie otwierać ust za szeroko, ze zdziwienia. — Nie masz pojęcia,
jakie to dla mnie dziwne i podniecające. Nigdy wcześniej nie musiałem tego
robić.
— Powinniśmy wracać — rzuciłam,
nie wiedząc jak skomentować te słowa.
Staliśmy i
patrzyliśmy na siebie, w ciszy. Nawet nie zauważyłam, jak długo to trwało, bo
utopiłam się w myślach. Nie zauważyłam, nawet kiedy owa cisza stała się
niezręczna.
Ogromna pewność siebie
denerwowała mnie i rozpalała jednocześnie. Znów poczułam nieopisany magnetyzm, który nie pozwalał
mi oddalać się na długo. Sama nie wiedziałam, co czułam. Zauroczenie to chyba
dobre określenie tej burzy, jaką we mnie wzbudzał. Zrobił na mnie wrażenie,
spod którego nie mogłam się wydostać, chyba nawet nie chciałam tego robić.
Byłam w pewnym sensie dumna, że
zwrócił na mnie uwagę taki mężczyzna, poczułam się wyróżniona. Moja samoocena
urosła odrobinę, dzięki niemu, a ego zostało przyjemnie połechtane.
Problem w tym, że jemu chodziło o seks, a ja potrzebowałam
prawdziwego związku, być może nawet miłości. W tym przypadku to mogło zniszczyć
moje serce już na zawsze. Nie mogłam pozwolić sobie, aby mu ulec, to zbyt
niebezpieczne. Pociągał mnie do granic możliwości, a to niedorzeczne, ale
słodko kuszące.
— Opowiedz mi coś o sobie — przerwałam
niezręczną ciszę.
— Nazywam się Jackob Nataniel
Route — przerwał, jakby zastanawiał się, co może zdradzić. — Jestem uparty i
dobrze zorganizowany, dzięki czemu udało mi się dojść do wszystkiego samemu.
Jestem perfekcjonistą i bezdusznym samotnikiem. Nie lubię, gdy ktoś mi odmawia
— spojrzał na mnie wymownie, dając do zrozumienia, że to wszystkie informacje,
na jakie mogłam aktualnie liczyć.
— To chyba źle trafiłeś, bo ja
z reguły odmawiam — powiedziałam z nieśmiałym uśmiechem, patrząc mu pewnie w
oczy. — Czemu uważasz się za
bezdusznego?
— Nie mam skrupułów.
Uderzył mnie chłód jego słów, a
ciało przeszły ciarki, nie tak przyjemne, jak do tej pory w jego towarzystwie.
— Masz cholernie trudny
charakter — rzuciłam i poczułam jego zdziwiony, zaciekawiony wzrok na sobie. —
Pech chciał, że lubię wyzwania — dokończyłam, nieprzerwanie patrząc mu głęboko
w oczy.
Nagle
poczułam zdecydowane dłonie na biodrach. Przyciągnął mnie do siebie
pewnym ruchem i jego usta znienacka, nagle, wylądowały na moich. To było tak
niespodziewane, nie dał mi szans na jakąkolwiek reakcję. Byłam osaczona przez
jego zapach, dotyk, przez pożądanie. Poczułam nieznaną mi dotąd energię,
która otulała zmysły i powoli przejmowała całe ciało.
Zaskoczona, westchnęłam pod
wpływem chwili i cichutko w jego usta, odpłynęłam do krainy przyjemności. Mój
mózg został sparaliżowany, a ja dałam się ponieść. Odwzajemniłam pocałunek i
pogłębiłam go, zaskakując samą siebie. Moje ręce powędrowały na jego włosy, tak
miękkie, proszące o delikatne ciąganie. Zatraciłam się, po prostu odczuwałam.
Nagle oderwałam usta zupełnie
oniemiała. Cała sytuacja wydawała się być nierzeczywista. Na brzuchu poczułam
dowód tego, co kryło spojrzenie. Jego czekoladowe, wpatrzone we mnie oczy,
zdawały się być rozsadzane od środka przez pożądanie, nieokiełznaną żądzę,
drapieżność tak cholernie podniecające. Ciągnęło mnie do wszystkiego, co sobą
reprezentował. Miałam ochotę zatracić się w nim cała, ulec i sprawdzić, co z
tego wyniknie. Uśmiechnął się prowokacyjnie.
— Znów to robisz. Wysyłasz sprzeczne
sygnały. Widzę, jak na ciebie działam, jak drżysz, jestem pewien, że chcesz
tego samego co ja. Wiem, że teraz jesteś wilgotna i gotowa na mnie… ale
odsuwasz się. Tego nie rozumiem. Daj się ponieść, Amando — niemal wyszeptał
prosto w moje usta. — Nie dręcz mnie, proszę.
— Nie bawię się w jednorazowe
przygody ani w przyjaźnie z bonusem. Rozumiesz? — patrzyłam mu w
oczy, starając się zachować pewność siebie, która przy nim rosła i ulatywała
naprzemiennie.
— Właśnie nic nie rozumiem,
Wytłumacz mi! — w jego głosie pojawiła się odrobina irytacji i zniecierpliwienia.
— W takich relacjach zawsze
jedna strona angażuje się zbyt mocno, wtedy wszystko upada — zakomunikowałam
trochę zbyt głośno, niesiona skrajnymi emocjami. Tak bardzo chciałam mu ulec,
jednocześnie czując przed tym strach. — A ja nie chce cierpieć, ani komplikować
sobie życia.
— Póki co komplikujesz tylko
moje życie — na jego ustach pojawił się niewielki, ironiczny uśmiech.
— Mamy inne priorytety. Mocno
się różnimy.
— Czemu jesteś taka
nieprzystępna? Ktoś cię zranił? — zapytał, lecz nie odpowiedziałam.
— Pozwól mi się tobą
zaopiekować — powiedział z powagą na twarzy, wydawał się szczery.
— Nie musisz się mną opiekować.
Jestem dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać — rzekłam, choć moja dusza
krzyczała, abym mu na to pozwoliła.
Chciałam
odejść jak najszybciej, uciec przed pokusą. Prędko się odwróciłam, wtedy poczułam
jego rękę na ramieniu, która usiłowała mnie zatrzymać. Sekundę później moja
noga wylądowała w kałuży. Właśnie odnalazłam jedyną w całym mieście pozostałość
po wczorajszym deszczu.
— Kurwa! — krzyknęłam.
Tak szybko, jak chwilę
wcześniej moja twarz straciła kolor, tak szybko teraz spłonęła rumieńcem. W
równym stopniu z zawstydzenia i ze złości. Znów się przy nim zbłaźniłam.
— Próbowałem cię ratować. —
Widziałam, jak walczy ze sobą, aby się nie roześmiać, choć powstrzymywany
uśmieszek i tak zawitał na jego twarzy. — Ale nie zdążyłem.
— Dzięki — wybuchłam
niepohamowanym śmiechem, pomimo wstydu.
— Sama widzisz,
potrzebujesz mojej opieki.
Nie ma to jak z opisu spaceru zrobić pół rozdziału... (tak, dogryzam ci, bo myślę, że stać cię na więcej, na coś ponad suchy opis drogi i rozmowy, która ma miejsce niemal w każdym książkowym romansie).
OdpowiedzUsuńZa bardzo nie ma co skomentować. Ona niezdara, on... w nim jakby się kłóciła wyższość, wyniosłość i udawana klasa z tym gówniarskim zachowaniem, słabymi dogryzaniami i dziecinadą. Zaczynam się zastanawiać, która jego twarz jest prawdziwa i stawiam na tą dzieciuchową. Nie zdziwię się, gdy potem się okaże, że teraz nagadał jej głupot, a w rzeczywistości, to wszystko co ma, to nie jego zdobycze, a zdobycze ojca lub dziadka.